WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA

Michel Houellebecq: Cząstki elementarne

Michel Houellebecq: Cząstki elementarne. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2003. Pozytywizm jest bohaterem smutnej bajeczki. Triumfujący bodaj najkrócej ze wszystkich literackich prądów został przegnany przez modernizm, gdzie pieprz rośnie. Porastał nim przez długie lata, gnił w grobie, by od czasu do czasu przypomnieć się na kartach jakiejś nekrofilskiej historii literatury. A przecież w czasach rozwoju techniki i społeczeństwa byłby jak znalazł. Nikt jednak nie zechciał reanimować trupa. Może dlatego, że powieść, bo jej to pozytywizm oddał największe przysługi, zapomniała, że może opowiadać długie, błędne (to od Latającego Holendra, nie błędu) historie i onanizować się brzydotą. Tedy między literaturą a życiem rozwarła się przepaść. Każde na własną rękę skrobało rzepkę, zapominając o drugim. Powstawały opowieści wsobne, metaliterackie, złowieszczo przewidujące koniec narracji, gdy tymczasem pozytywizm przewracał się w grobie i pochlipywał nad swoją niewczesną ofertą realizmu. Ale, jak powiada Poeta, każdy ma swój koniec, nawet wąż zaskroniec. Nadszedł wreszcie lepszy czas dla uśmierconego prądu. Odgrzebał go i ożywił francuski pisarz, Michel Houellebecq, ale głównie po to, by pokazać światu jego kości, odleżyny i długie białe włosy. Albowiem pozytywizm występuje w Cząstkach elementarnych jako samopożerająca się konwencja. Ta szeroko zakrojona, opasła powieść jest w istocie historią dwudziestowiecznej Francji. Opowiada losy mód, seksualnej emancypacji i ekonomiczno-technologicznej hossy, by, przy okazji, dać obraz rozkładu filozofii. Pozytywistyczne są w niej i forma, i bohater. Ta pierwsza nie tyle, jak nasza polska Lalka, zrodzona z dociekliwości i skłonności do stawiania wielkich pytań epoki (przypomnę, że czas wielkich pytań i narracji już minął), ile tworząca pendant do gwałtownie rozwijającego się świata. A bohater? To uczeń pozytywistycznej szkółki, samotnik, niczym doktor Judym odpierający miłość na rzecz nauki. Historia rozgrywa się stopniowo. Najpierw w obozie hippisów, z którymi brata się (zsiostrza?) matka naukowca, później w kołach naukowców, klubach rozkoszy, w wakacyjnych plenerach. Nie byłby to jednak pozytywizm unowocześniony, gdyby korzystał tylko z narzędzi dziewiętnastowiecznych. Ale Houellebecq postanowił rozsadzić przedawnioną konwencję dwiema znoszącymi się egzystencjami, z których każda pędzi na łeb i szyję, na złamanie karku. Obaj bracia należą do najgorszego gatunku, tzw. samców omega, skazanych na rychłą zagładę. Oto, co znaczy pozytywistyczny determinizm. W myśl teorii Darwina żyją na granicy śmierci, jeden znajdując ocalenie w nauce, drugi w nałogowym spółkowaniu. Można powiedzieć, że pierwszy kłania się zasadzie rzeczywistości, drugi zasadzie przyjemności. Ale jaka to rzeczywistość, skoro rozgrywa się w czterech ścianach, przy monitorze komputera i świergocie zdychającego kanarka? Zdaniem Houellebecqa żadna egzystencja nie jest współcześnie możliwa. Ludzie dławią się samotnością, swoje sprawki rozwiązując przez internet, ewentualnie w najbliższym hipermarkecie. Świat tonie w doświadczeniu konsumpcji. Cząstki elementarne zostały pomyślane jako powieść naukowa. Być może ten fakt stanowi o respekcie, jaki czuje wobec nich czytelnik, jeśli nie o trudności, którą musi przezwyciężyć w lekturze. Każde postępowanie bohaterów znajduje tu uzasadnienie scjentystyczne. Ale jest to wiedza bardziej encyklopedyczna niźli naukowa, przypominająca raczej wypisy z uniwersyteckich podręczników, a nie fragmenty artykułów z prasy popularnonaukowej. Świadczy to wszystko o jednym: o nieużyteczności nauki, o jej nieprzystosowaniu do potrzeb człowieka. A może o skłonności nauki do degradacji ludzkiej egzystencji? Bo oto w wyniku badań i doświadczeń Michela powstaje nowy gatunek sztucznie generowanej krowy, który kilkadziesiąt lat później zostaje zastąpiony sklonowanym człowiekiem. Życie tego francuskiego scjentysty można by nazwać niesieniem w ciemności oświaty kaganka, gdyby nie fakt, że jest efektem braku wyboru. A może rozleniwienia? Bo tym, czego najbardziej brakuje w Cząstkach elementarnych, są ludzkie uczucia. Zatracone w seksualnym wyzwoleniu zdają się być dodatkowym balastem, jeśli nie przeszkodą na drodze do osiągnięcia kariery. Tedy jeśli pojawia się tu rodzina, to rozbita, jednak najchętniej zastępowana przez przyczółki w rodzaju Miejsca Odnowy, w których każdy z każdym, a kto nie do pary, ten sam. Powieść Houellebecqa stanowi także przegląd ludzkich zatrudnień: od naukowca, przez redaktora, pisarza, nauczyciela po sklepikarza. Cóż jednak, kiedy wszystkie one są wykonywane przez ludzi samotnych, tak jakby praca wykluczała łączenie się w pary. Jeśli ta francuska proza daje obraz rozwoju cywilizacyjnego na przełomie wieków, to jest to obraz bardzo ponury, bardziej naturalistyczny niż realistyczny. Ale w końcu czego tu oczekiwać po czasach wojen, głodu, totalitaryzmów? Rola grabarza pozytywizmu, jaką przywłaszczył sobie Houellebecq, jest jednorazowa. Nie da się go wskrzeszać w nieskończoność. A szkoda, bo i Polsce przydałoby się drobne napomnienie, a raczej prognoza niepogody, jaka nastąpi, gdy pragmatyzm ustąpi bałwochwalstwu nauki.


data ostatniej aktualizacji: