Z bólem serca
Szkoda Felicja
Wilk stepowy
Paragraf 40 i 4
Na pająka
Gospodyni
Nagrobek kurwie
Mądralińska
Wycieczka |
W Salonie Literackim
prezentujemy nowy dramat Alojza Trompki pt.
Z bólem serca. Ponadto krótkie kompendium kanonu najistotniejszych lektur ponadobowiązkowych. Oczywiście autorstwa Alojza Trompki.
Ich znajomość pozwala nie tylko zdobyć ogładę literacką i ukształtować nieobciążające
pamięci oryginalne poglądy, ale i wodzić prym w salonowych dyskusjach.
|
Z bólem serca
Sztuka koronowo-wieńcowa w 4 aktach z epilogiem
osoby:
- Urzędnik
- Państwo
- Tata
- Chłopiec
Akt 1
Urzędnik: Z bólem serca muszę państwa poinformować, że niestety środki są ograniczone, sami państwo rozumieją: najpierw musimy wyjść z kryzysu, na kulturę przyjdzie czas potem. Pewne rzeczy trzeba teraz własnym sumptem, trzeba też uruchomić mechanizm rynkowy, sponsoring. Korona wam przecież z głowy nie spadnie... uhmm... chciałem powiedzieć, że czyją skroń przyozdabia wieniec laurowy, ten o koronę nie dba. Dziękuję państwu.
Państwo (w duchu): Niech no tylko się zmieni rząd, niech no tylko zmieni się rząd, byle do wyborów.
Akt 2
Urzędnik: Proszę państwa, jest kryzys, epoka transformacji, wszyscy wiedzą, pewnych apetytów już nie zaspokoimy. Z bólem serca muszę państwa poinformować, że starczyło tylko na jeden tygodnik. Ale będziemy prowadzić wszechstronne konsultacje, w różnych gronach. Niech i Czapajew przyjdzie porozmawiać, korona mu z głowy nie spadnie... (kolega pociąga go za rękaw) Przepraszam... Tak? (szepczą, po chwili pełnym głosem): Aha! Tu kolega mi mówi, że Czapajew niestety zmarł. Bądźmy jednak dobrej myśli - to na pewno odosobniony przypadek. Każdy kto otrzymał wieniec laurowy albo chce go zdobyć, może przecież w tygodniku coś opublikować.
Państwo (w duchu): Niech no tylko się zmieni rząd, niech no tylko zmieni się rząd, byle do wyborów.
Akt 3
Urzędnik: Z prawdziwym bólem serca przychodzi mi oznajmić państwu, że niestety dotychczasowy poziom finansowania nie jest już możliwy. Państwo rozumieją: odgórna decentralizacja, przekazywanie uprawnień, wycinanie niewygodnych... ehm... co to ja chciałem powiedzieć... Przez współpracę z samorządem nikomu korona z głowy nie spadnie... ehm... to jest, chciałem zauważyć, że głowy, które ozdabia wieniec laurowy, mają wśród samorządowców wielką misję.
Państwo (w duchu): Niech no tylko się zmieni rząd, niech no tylko zmieni się rząd, byle do wyborów.
Akt 4
Urzędnik: Od wielu lat powtarza się, że kolejny rok będzie dla kultury rokiem trudnym. Ale ten rok naprawdę będzie rokiem trudnym. Zapaść, którą odziedziczyliśmy po poprzednikach, spowodowała konieczność drastycznych cięć. Czynię je z bólem serca, gdyż sytuacja (przygląda się krytycznie zebranym) nie wygląda najlepiej, ale sami państwo rozumieją, transformacja, integracja, strukturalne bezrobocie... Oczywiście nie należy popadać w czarną rozpacz i od razu składać się na wieniec. Po prostu trzeba nauczyć się korzystać z funduszy pomocowych Unii Europejskiej. Nikomu korona z głowy od tego nie spadnie...
Państwo (w duchu): Niech no tylko się zmieni rząd, niech no tylko zmieni się rząd, byle do wyborów.
Epilog
Chłopiec: Tato, tato, jeleń! jeleń!
Tata: To nie jeleń, synku, to jest pan od kultury. Ma na głowie wieniec.
Chłopiec: Ale tato! Co tata?! Przecież to najprawdziwszy jeleń! Tatku, wszyscy walą, to i my walnijmy go w rogi! Proszę, proszę!
|
Szkoda, Felicja!
sztuka w 3 aktach prozą, z epilogiem
osoby:
- Felicja - panna;
- Franz - urzędnik
- oraz Dorożkarz z utensyliami
Akt I
Dorożkarz: (śpiewa) Bujaj sie Fela, bo dzisiaj niedziela, pojedziem
na spacer dorożką...
Felicja: Proszę pana! Proszę pana! (podbiega)
Dorożkarz: (ciekawie) A gdzie to panienka? Do kina? Do kina? Grają
Thrillera z Michaelem Jacksonem...
Felicja: (zła) Nie do kina! Jedziemy do ZOO, Franz znów się zmienił.
W Głodomora...
Akt II
tydzień później
scena 1
Felicja: (do Dorożkarza) Dobry człowieku, poczekaj tu chwilę i nie
śpiewaj proszę tej okropnej piosenki, to pojedziemy do kina (podbiega
do drzwi kamienicy, krzyczy) Franz!! Franz!! (znika wewnątrz domu)
scena 2
Felicja: (puka do drzwi pokoju Franza) Franz?! Franz?! Wychodź szybko,
dorożka czeka!
Franz: (leży na wznak na swoim łóżku, słabym głosem)
Dzisiaj nie Fela... i nie wiem, czy kiedykolwiek...
Felicja: (poddenerwowana
szrapie klamkę) Otwieraj! Natychmiast zakładaj płaszcz i podaj mi ramię
- wychodzimy!!!
Franz: (słabym głosem) Dziś to mogę co najwyżej podać
ci czułkę...
Felicja: (wściekła) Franz?! Co to ma znaczyć?!!!
Franz: (cichutko)
Zmieniłem się w obrzydliwego robaka...
Akt III tydzień później
Franz: (telefonuje) Fela?! No świetnie, że cię złapałem! Słuchaj, jestem już
w formie...
Felicja: (sarkastycznie) Ludzkiej?
Franz: (zaskoczony) Co?
Tak! Ludzkiej, jasne że ludzkiej! Może byśmy poszli na Thrillera z Michaelem
Jacksonem? Jest nocny seans.
Felicja: (lodowato) Byłam już. Słuchaj,
muszę ci coś powiedzieć. Zmieniłam się.
Franz: (do siebie) Chyba nie
może być już brzydsza? (do słuchawki) To fantastycznie, kochanie - możemy
pójść na co innego...
Felicja: (grubiejącym głosem) Franz, słuchaj, ja
jestem inna, inna!!! Grrrrrrrrrraaaaaaahhhhh!!! (wydaje odgłos właściwy
niedźwiedziowi brunatnemu)
Franz: (swobodnie) Fela, nie wygłupiaj się,
w porządku jest, każdy ma jakiś problem.
Epilog tydzień później na Moście Karola
Felicja: (podając dłoń) Żegnaj, Franz! To naprawdę nie ma już
sensu...
Franz: (całując dłoń, smutno) Szkoda, właściwie to pasowaliśmy
do siebie...
Felicja: (na odchodnym) Żegnaj, Franz! (smutno) Kto cię teraz
będzie woził na spacery?
Franz: Škoda Felicia!!! (podskakuje, przebitka
na wesołą reklamówkę firmy z Hradec Kralowe)
KONIEC
|
Wilk Stepowy
tragedia w czterech aktach
AKT I
(Hermina i Harry tańczą, Harry wciąż depcze jej po nogach)
Hermina: raz, dwa, trzy, cztery - raz, dwa, trzy, au! - moja!, noga!,
trzy, cztery - raz, dwa, trzy, au!
Harry (zdenerwowany): no i czego tak wyjesz, przecież to mnie nazywają
wilkiem!
Hermina (cierpliwie): Do pewnego stopnia jestem twoim żeńskim odpowiednikiem.
Tańczmy (pociąga go) raz, dwa, trzy, au! - raz, dwa, trzy, au! - raz,
dwa, trzy, au! - au!, au!, au!, au!...
Harry (wzdycha): o Boże!, chyba się nigdy nie nauczę!
AKT II
(ciemny zaułek w zakazanej dzielnicy miasta, Harry wlecze się wolno,
zaliczając po drodze wszystkie kałuże)
Harry (do siebie): to nie ma sensu, mojej wilczej naturze obcy jest
taniec, jestem samotnikiem a nie fordanserem - czego ta Hermina ode
mnie chce?!
Bukinista (wyłania się nagle zza rogu): Kup pan cegłę!
Harry (przegląda niedbale oferowane książki): nic mnie już nie interesuje,
to bzdury..., starocie... taniocha... o!, to może być interesujące: Traktat
o wilku stepowym - biorę! Reszty nie trzeba, dobry człowieku!
Bukinista (kłaniając się): dziękuję, jaśnie panie, dziękuję!
AKT III
(Harry siedzi przy swoim biurku i czyta Traktat o wilku stepowym)
Harry (mruczy pod nosem): no, rewelacja... wiedziałem, że coś w tym musi
być... przejdźmy szybko do meritum... (kartkuje książkę) rozdział Kroki
- nie, szkoda czasu, Obroty - potem. Jest! Dobre rady (czyta) „Jeżeli
chcesz dobrze zatańczyć fokstrota obal przedtem dwa browary. Żeby dobrze
zatańczyć tango musisz walnąć co najmniej lornetę" (do siebie) ciekawe,
że nie zalecają meduzy (czyta) „Jeżeli chcesz dobrze stepować..." (z trzaskiem
zamyka książkę) Ha, Hermino! Teraz ci pokażę!
AKT IV
dancing w knajpie „Pod Czarnym Orłem")
Harry (konfidencjonalnie): Pablo! Wyskocz z haszu!
Pablo (odciąga go na bok): mam coś ekstra dla ciebie - oryginalny skręt
ze sznura konopnego!
Harry (sztacha się nerwowo i wskakuje na podest): kapela! - krzesanego!
(śpiewa) Tańczyć każdy może Trochę lepiej lub trochę gorzej (stepuje
przez 20 minut aż drzazgi lecą z podłogi, śpiewa) Stoję na orkiestronie
Niech mnie który przegoni! (stepuje przez pół godziny, wystukując obcasami
uwerturę do Don Giovanniego)
Pablo (z zazdrością): on jest lepszy od Andrzeja Rosiewicza!
Maria (z zachwytem): przecież to prototyp Freda Astaira!
Hermina (z podziwem): wilk!, wilk!, prawdziwy wilk stepowy!
KONIEC
|
PARAGRAF 40 i 4
tragedia
ilorazowa w trzech aktach z prologiem
PROLOG
Nóż
chybił o włos i Yossarian ruszył w drogę.
AKT I
Yossarian
(leci bombowcem, mówi do siebie): Szwecja powinna być dobrze widoczna,
nie obowiązuje w niej przecież zaciemnienie a tu czarno wszędzie, głucho
wszędzie, paliwa coraz mniej... (dostrzega ogniska tworzące znak krzyża
i oświetlające dużą łąkę) o! jacyś dobrzy ludzie urządzili sobie sobótkę
- no, trudno, ląduję.
AKT II
Yossarian
(wysuwa głowę): Przepraszam, czy to przypadkiem nie Szwecja? Porucznik
Kmicic (przygląda się krytycznym wzrokiem gramolącemu się z kabiny Yossarianowi):
Mówię wam, że to nie ten co miał przylecieć... Podporucznik Babinicz (triumfalnie):
To Amerykanin!!! (fachowo) czendż many!, czendż many! Kapitan Żbik (groźnie):
Baczność! Do powitania alianta wystąp! (zwraca się do Yossariana łamaną
angielszczyzną) Do you speak English? Yossarian (z ulgą) O, yeah!
AKT III
(po dwóch miesiącach)
Kapitan Żbik (uroczyście): Za walne przyczynienie
się do naszych ostatnich sukcesów militarnych wręczam panu, panie Yossarian,
medal z metalu. Yossarian (łamaną polszczyzną): Dziękuję, ale czy nie
zechcielibyście podrzucić mnie już do brzegu Szwecji? Kapitan Żbik (służbiście):
Proszę wybaczyć, ale zabrania mi tego paragraf 44 Regulaminu Wojskowego,
mówiłem panu o tym kilka razy! Yossarian (zmartwiony): No, tak... (do
porucznika Kmicica) czy nie mógłbyś jakoś wpłynąć na szefa? Porucznik
Kmicic: No, wiesz... Bóg, Honor, Ojczyzna i przecież słyszałeś - paragraf
44 to nie przelewki! Yossarian (smutnym głosem): Aha... (do podporucznika
Babinicza) nie dałoby się coś z tym zrobić? Podporucznik Babinicz: Stary,
z paragrafem 44 nie ma żartów (poufnym głosem) jakbyś miał tysiąc baksów,
to moglibyśmy porozmawiać... Yossarian (łamaną polszczyzną, załamany):
Aha... ale nie mam... (idzie do swojego namiotu i przytula się do obozowego
psa Burka) wiesz, Burek, uciekniemy stąd... Burek: Sorry, ale nie mogę,
paragraf 44 mi nie pozwala.
KONIEC
|
Na pająka
Marosław Jarek Rymkiewicz
(sonety „Daphnis w drzewo bobkowe przemienieła się”
oraz „Na trupa (II)” tudzież „Na różę” pomijamy)
Leży sobie ale nie wie po co leży
Jak odarte z kory drzewo Dafnis biała
Chociaż śnieży to nie sięga do odzieży
W drwa zrąbana lecz nie całkiem zbyta ciała
Może leży by nam rosło i pęczniało
By nam było choć nie wiemy czy by było
Może liczy że się zatli co zetlało
Wyśni drzewu co się drzewiej nie przyśniło
Może wzruszy gałęziami poruszona
Może soki znów popłyną świeżą śliną
Kiedy sprytnie o żyrandol zaczepiona
Szelka będzie dla nas liną i sprężyną
Może grymas do jej twarzy się przybłąka
Gdy spuścimy się z sufitu „na pająka”
|
Gospodyni
z J. Kochanowskiego
Proszono gospodynię, wielkimi prośbami
Nie powiem o co, odgadnijcie sami.
A że poważna z niej kobieta była
Wcale się z gościem długo nie droczyła,
Tylko mu iść z mężem do łaźni kazała,
Aby się jej odpowiedź jednoznaczna stała.
Więc poszli do łaźni, a gospodarz miły
Paraduje jak w raju, nie okrywszy żyły;
I słusznie bo miał bindasz taki okazały
Że każdy rozmiar gaci byłby dlań za mały.
Gość się dobrze przyglądnął i się wyjaśniło,
że życie niezbyt równo panów obdzieliło,
Umył się i gospodynię wziął w ostre wiraże
Nie każdy po Hendrixie grałby na gitarze.
|
Nagrobek kurwie
z J.A. Morsztyna
- Czyj to grób? - Głębiej wepchnij! - Czyja to mogiła?
- Trzymaj się i uważaj bym cię nie zrzuciła!
- Cóż to? Czy tu kobyłę do ziemi złożono?
- Prawie że, bo i na mnie dość długo jeżdżono!
- A czemuż to tak blisko leżysz przy kościele?
- No właśnie! A przez pół życia zwiedzałam burdele.
- Więc kimże ty jesteś? - Kurwą, kurwą bracie.
- Ach tak! Więc cię opuszczam. - Lepiej opuść gacie.
- Chyba żeby cię osrać. - Mam też tamtą dziurę,
Ale łatwiej tej zażyć, którą leżę w górę!
- Niech cię tam robak wierci! - Kiedy nie ma kuśki!
- Więc niech cię wąż nadzieje! - I on ciut maluśki!
- Niechże cię diabli łupią!, już słowa nie powiem!
- Przechodniu, za mą duszę zrób dobrze sam sobie!
|
Mądralińska
z Wacława Potockiego
Koleżance, gdy ręce za sobą trzymała,
Uczeń coś w garść włożył, więc się rozpłakała
i natychmiast pobiegła poskarżyć się pani.
Ta jedynką mu grozi, laniem, rodzicami,
On przysięga że palec, nic więcej, jak żyje.
- Wiem - szlocha uczennica - co palec, co pyje!
A na to pani mówi: - Jak już jest tak mądra
Możesz następnym razem włożyć jej i jądra!
|
Wycieczka
z Jakuba Teodora Trembeckiego
Na wycieczkę rowerem! Jedźmyż więc rowerem.
Obiad dawno zjedzony, za jasną cholerę
Nie wiadomo co robić: ta naburmuszona
Przyszły teść poleguje, teściowa zmęczona.
Już lepiej na powietrzu! Pompuję jej koła
Choć pompować co innego chciałoby się zgoła.
W parku jednak nie lepiej, ludzie wciąż się kręcą
Ani stać ani jechać, bo tak potępieńczo
Skrzypi moje siodełko przy najmniejszym ruchu.
Co ją bawi: „Pod tobą, rzecz sądząc po słuchu
Mysz się jakaś zalęgła...” Mysz!? To moja pyta
Na twą mysz się szykuje! Już zębami zgrzyta!
|