tu jesteś: Miesięcznik nr 98-99, lipiec-sierpień 2006 - Kęder
|
Kęder
NASZA ŚWIECKA TRADYCJABycie człowiekiem od jakiejkolwiek świeckiej tradycji nie jest sprawą banalną, nawet jeśli zdarzyło się komu urodzić na tyle późno by nie musieć płacić frycowego za komuszenie. Można rzec, że jeśli jesteś, człowieku, człowiekiem od jakiejkolwiek świeckiej tradycji, w gruncie rzeczy jesteś człowiekiem od siedmiu boleści (przynajmniej wedle niektórych koncepcji). W dodatku jeśli z powodów biograficznych częściowo niezależnych od ciebie (było się pchać na ten świat za Gomułki, w Polsce?) nie zdążyłeś zasłużyć się po żadnej stronie okrągłego stołu, tudzież pod stołem czy nawet pod stolikiem, a jednocześnie tym samym nie dane ci było szczęście późnego urodzenia, które wcześniej czy później może zostać podwojone państwową posadą, to ewidentnie należysz do tzw. straconego pokolenia. I, prawdę mówiąc, powinieneś iść w diabły, ale dostałeś szansę – świecki czyściec. Przede wszystkim o czyśćcu będzie ten felieton, a że nieodmiennie ulubioną moją świecką tradycją jest literatura, będzie to felieton w szczególności o świeckim czyśćcu literackim. Naprzód, by nieco oczyścić pole, wypada wyjaśnić, gdzie podziewają się polscy pisarze nurtu religijnego, bo w świeckim czyśćcu przecież się znaleźć nie mogą. Otóż wedle mojej koncepcji w związku z praktykowaniem, w ich przypadku – jakże grzesznym, świeckiej tradycji mają oni swój kąt w zwykłym czyśćcu, zatwierdzonym dla zbawienia dusz mniej więcej wtedy, gdy poczynała się literatura w naszym języku. Prawda, przez dłuższy czas nie było w ogóle potrzeby organizowania osobnego, świeckiego czyśćca, ale – do czasu. Teraz zaś nastał taki czas, że świecki czyściec, spółka z ograniczoną, ma się rozumieć, odpowiedzialnością, okazał się także konstrukcją o ograniczonej wydolności. Pod jednym względem nic się bowiem od dawien dawna na pewno nie zmieniło – rzeczy i usług naprawdę pożądanych jest zawsze za mało w stosunku do chętnych. Zatem z natury rzeczy – co za pomysł, by praktykować tę czy inną świecką tradycję! – i ty, człowieku od świeckiej tradycji zwanej literaturą, będący wedle niektórych koncepcji człowiekiem od siedmiu boleści, trafiasz do świeckiego czyśćca. Co najdziwniejsze – trafiasz tam natychmiast po popełnieniu pierwszego utworu wpisującego się w świecką tradycję. Nie pytaj o to, czy pójdziesz kiedyś do świeckiego nieba, zatroszcz się o to, czy niebo nie zwali ci się na głowę – w każdym jednak razie, wedle świeckiej tradycji, masz szansę polecieć lub być wysłanym w kosmos. Tymczasem zaś będziesz się błąkał (ty i dzieła twoje) po jarmarkach, targowiskach, sklepach, cyrkach, giełdach i innych telewizjach, chodził z ręki do ręki wśród ludzi, pozostawał w obiegu, funkcjonował. Wszystko to przynajmniej w teorii, bo gdy będziesz niechodliwy – przyjdzie ci leżeć na kupie czekając kupca. Pociesz się, że wedle dogmatu każdy towar ma kupca swojego, sztuką zaś nie jest pisać książki tylko kupca szybko znaleźć. A datki na ciebie krewnych, przytomnych i potomnych, ofiary za ciebie w złotówkach (póki nie zapanuje euro), najchętniej zaś w setkach i tysiącach złotówek mogą ci pomóc – w czyśćcu się oczyścić. Możesz też sam kupić odpust lub kilka odpustów (im bardziej kolorowe tym większa szansa) bądź przynajmniej ciułać na jego zakup. Przypominam, nie pytaj, czy dzięki temu trafisz do świeckiego nieba, myśl o tym, że gdy nazbiera się na twoim koncie dostatecznie dużo to – kto wie – może polecisz w kosmos jako turysta. Trzeba podkreślić, że świecki czyściec literacki w przeciwieństwie do swojego pierwowzoru nie zajmuje się wyłącznie frakcjami tak lotnymi jak dusze. Przyjmuje także biografie, myśli, dzieła oraz – acz niechętnie – wizerunki. A działa to tak: jeśli się do społeczeństwa zwanego tu publicznością przesączasz, jeśli cię kupują, toś czysty jest, chociaż skalany. Dotąd się przesączaj aż w stalaktyt lub stalagmit – do wyboru – się zamienisz lub w krajobraz ostatecznie wtopisz, rzeczywistość tworząc. A jak się przesączyć nie potrafisz, toś jest farfocel, bodajbyś glebę użyźnił. No i już. Gdyby kto skołowany nieco tymi-tu-oto wywodami myślał, że mówię w zawoalowany sposób o robieniu kariery literackiej lub biznesu na literaturze, to niech wie, że błądzi. Ekonomiczne metafory także do naszej świeckiej tradycji mają się mocno średnio. Niezależnie od tego jednak świecki czyściec, proszę szanownych przytomnych, działa ochoczo w, owszem, przybudówce, ale za to większej od całej naszej świeckiej tradycji. A jak się komuś nie podoba, to fora ze dwora. Chciałbym z miejsca nadmienić, że mnie się oczywiście nie podoba, jednak zostaję. Zostaję, bo nie wierzę w czyściec i kupowanie odpustów. Zostaję, chociaż widzę, jak do Wisły i Odry, w całym ich dorzeczu, sączą się i ciurkają setki, to za mało – setki tysięcy a nawet miliony strumyczków. Co dokładnie jest ciurkane i w jakim kolorze lepiej nie wnikać. Fala wzbiera, pompy pompują, czyściec czyści, czasem nawet skutecznie. Wyobrażam sobie bowiem ten czyściec bardziej na wzór warszawskich Filtrów zbudowanych na początku XX wieku przez jakiegoś demiurga angielskiego pochodzenia. Podziemne sale, olbrzymie zbiorniki, woda – przecież mówimy o literaturze – się klaruje i przesącza, po czym płynie do spragnionych wodociągami, a ci, za odpowiednią opłatą, piją, piją i piją... Co mają robić? Gorąco jest i pić się chce. I ja bym się z nimi napił, ale – jak już tu kiedyś wspominałem – nie piję. |