WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 
  tu jesteś: Miesięcznik nr 96, maj 2006 - Tomicki 
Tomicki

Tryby a literatura

Julian Kornhauser lamentuje w „Odrze” (4/2006), a ja hic et nunc komentuję:

„Taka sytuacja sprzyja nadmiernej obecności pisarzy zrodzonych z medialnych wyobrażeń, a nie wynikających z rzeczywistego ich znaczenia”. Pomijam „nadmierną obecność pisarzy”, która jaka jest, każdy widzi albo i nie widzi, i przechodzę do „rzeczywistego ich znaczenia”, bo zachodzę w głowę, co zacz? A zaszedłszy, odpowiadam: rzeczywiste znaczenie pisarza, obojętnie z czego zrodzonego, jest dokładnie takie, jakie mu osobiście rzeczywiście zechcę nadać. Albo i nie zechcę, bo nikt mnie nie zmusi. Atłasowa czapeczka ze srebrnym kutasem na czubku dla tego, kto mnie zdoła zmusić.

„Wystarczy słowo wypowiedziane w telewizji czy napisane w masowej gazecie, by stworzyć »gwiazdę«. Takich gwiazd mamy już sporo w ostatnim dziesięcioleciu. Jedne szybko upadają, inne trzymają się mocno dzięki podsycaniu przez media”. Wystarczy słowo wypowiedziane w telewizji, a wyłączam telewizor i przerzucam się na słowo napisane w gazecie masowego rażenia, a tam to samo: jedne anioły upadają, inne trzymają się mocno, choć nie bardzo wiadomo czego ani dlaczego się mianowicie trzymają, i tak przez całe dziesięciolecia, więc przerzucam się na słowo napisane w Gościu Poniedziałkowym, lokalnym piśmie nurków delijskich, do którego, niczego nie podsycając, sam pisuję, więc wiem, na czym stoję.

„Ale nie wszyscy podlegają temu mechanizmowi kreacji. Właściwie większość pisarzy istnieje poza jego zasięgiem. O nich jednak głucho”. I dobrze. Chyba nie chcemy, aby stawali w konkury z upadłymi (już / wkrótce / ponownie / wielokrotnie / chronicznie) aniołami i gwiazdami telewizji i gazet masowego przerażenia. Osobiście życzę im, aby jak najdłużej pozostawali poza zasięgiem sprawiedliwości masowej. Niech sobie będą poza i mają czas na pisanie.

„Żeby przyciągnąć widownię na jakiekolwiek targi książki, organizatorzy szczycą się obecnością autorów, którzy z literaturą niewiele mają wspólnego”. Jacy organizatorzy, tacy autorzy. Jak powiada Tristram: „zwykli ludzie, którzy posiadają bardzo skąpą wiedzę o fortyfikacjach, mylą często rawelin z półszyjkiem, chociaż są to rzeczy zgoła odmienne”. A od siebie dodam: a niech mi się stolec wypsnie! – zawsze myślałem, że książki są dla czytelników a nie dla widowni! (Co oni, będą te książki oglądać, podziwiać krój?). Taka jest moja opinia, podzielam ją całkowicie i nie ma się o co targować. W każdym razie, nie ze mną. Nie oddam ani guzika!

„Niebezpieczne to poczynania. Zamieniające uczestnictwo w kulturze w zwykły rynek zbytu. Pomylono zadania, odwrócono się od wartości”. Ma się rozumieć. I się rozumie. Tyle że „uczestnictwo w kulturze” zamienionej „w zwykły rynek zbytu” nie jest de facto uczestnictwem w kulturze, a uczestnictwem w rynku zbytu jest, a to mnie interesuje tyle, co cały biznes i zarządzanie świata, of whole rotten world, a nawet wszechświata, of whole rotten universe. To mnie wcale nie interesuje. Powiedziałbym nawet, że to mnie nie interesuje w ogóle. A nawet: ani trochę. To mnie dokładnie co do przecinka nie interesuje. Co do kropki nad „i” i kreski nad „o”. I ogonka pod „e”. Każdy się bowiem odwraca od takich wartości, od jakich się chce odwracać i nic komu do tego. Tak to oceniam z punktu widzenia wartości, których się trzymam tak, jak inni trzymają się swoich. Każdemu wolno kochać. Każdy ma prawo być głupi. Bodajby jedli psie gówno, którzy myślą inaczej.

„Niezależność artysty uznano za dziwactwo i wprzęgnięto w tryby kultury masowej. Owszem, możesz być niezależny – wmawia się nam – ale powiedz o tym w telewizji. Czy niezależność w tradycyjnym znaczeniu jest w ogóle jeszcze możliwa?”. Oczywiście, że jest w ogóle jeszcze możliwa niezależność artysty. I to w „tradycyjnym znaczeniu”. Oto ja jestem artystą niezależnym, a do tego nie wprzęgniętym w tryby. I ani słowa o tym nie mówiłem w telewizji. Toż gdzie mnie do telewizji – a gdzie telewizji do mnie! Lepiej już miesić wapno niż pchać się z własną niezależnością i literaturą do telewizji. Niezależności artysty nie można wprząc w tryby, albowiem – jak wyżej – niezależność artysty wprzęgnięta w tryby, nie jest już niezależnością. Toż to jakieś dziwactwo, a nie niezależność. Nie ma co płakać nad nierozlanym.

Kilka stron dalej w tym samym numerze „Odry” Tomasz Różycki powiada: „Taka jest natura mediów, że nie szukają talentów, ale gonią stadami za wydarzeniem”. I ani łezki nad tym nie uronił! A nawet, jak mi się wydaje, z lekka jakby poweselał. Ponieważ „literatura jest gdzie indziej”. I nic mediom masowego pierdzenia do tego, gdzie.

A zatem, Panie Julianie, odwagi! Trzeba umieć zdobyć się na odrobinę heroizmu i wzorem młodszych włączyć luzik. Inaczej przyjdzie wyzionąć ducha odbytnicą.

Poza tym sądzę, że Sztokholm powinien zostać zburzony.







Menu miesięcznika FA-art