tu jesteś: Miesięcznik nr 92, grudzień 2005
|
Gerszberg
Bez urazy Ty teraz wierzysz w bloga, eklezjastów mowy, twój biologiczny poljot nie tyka przed północą nikogo w szarej strefie, nikogo z szerokim gestem Kozakiewicza. Nie zapuścisz brody, korzeni w piaszczystym bunkrze, jak rzekłby golfista, lecz powiedzmy prawdę, w zamku na plaży fala nie zostawi tobie suchej nitki. Topielec webcrowler ma więcej wdzięku kocie. Więc snuj dalej, prządź, owijaj w bawełnę. Gratulujemy, zostałeś prezesem fabryki niczego. Bezczelnie Mało rozumiem, więc kłamać muszę w kweście rozwiązań ostatecznych i to jest jak blitzkrieg języka podmuch na padlinie. Odwet jednym słowem, ustronna ustawka. Muchy bzyczą, kula kręci się dalej napędem małostek i niepotrzebek, żuk gnojarek i pogrzebek dekłamują poemat. Ot, lingua franca & menda. Bez żenady Już nie obchodzą mnie dorastający gówniarze, którymi byłem w protestśpiewograch i kontredansach. Ważne sprawy mnie zajęły, jestem occupied jak WC, okupiony jak wodna pracownia dymu i pary w gwizdek. Więc czemu kiedyś kręciłem kadryla pod kołderką chmurek? A teraz wstydliwie trzepię to i owo? Wiedziałem, ale zapomniałem? Wiem, ale nie powiem. Bez namysłu Każdy człowiek ma dwa końce, Panie Fukuyama, w grze o wysoką pulę genów trudne słowo na »p« robi łaskę bez beleczki. Mała Teggie Zaczyna się ściemniać i wszycy ludzie są czarni, dark ages idą, kompas mają z gwiazd popu. Awatar robi zakupy, narzeka na katar sienny, w internecie przeczytał, że gnębią go geny. Stąd ta pewność jutra, niewysłowiony smutek. Potem gotuje cieciorkę z czuszką, obiera fenkuły. Nie kręci już kurkuma, nie nęci cykata. I passe jest passiflora, papa papaja. Trzeba nakręcić nowego człowieka z rambutanu i liczi. (Karnitynka z kreatyną zagrają ptifurki.) |