Mela odmówił? W „Dekadzie Literackiej” nr 5-6/2003, zasadniczo pomyślanej jako prezent urodzinowy dla Wisławy Szymborskiej, jeden wiersz Macieja Meleckiego pt. Czarna skrzynka. We wstępniaku redakcja skarży się, że „Nie udało się uzyskać wywiadu od żadnej z osób, z którymi Poetka miałaby ochotę porozmawiać.”
Być i mieć. Ale też ta sama redakcja, w tym samym wstępniaku, słusznie chwali się, że „znawcy poezji Szymborskiej dali wyraz swej biegłości w przedmiocie, pisząc pastisze”. W rzeczy samej, zaraz obok szkicu Czesława Miłosza o wierszu Szymborskiej Mała dziewczynka ściąga obrus oraz innych szkiców można przeczytać pastisze pióra Wojciecha Ligęzy, Leonarda Neugera, Henryka Markiewicza, Stanisława Balbusa, Edwarda Balcerzana i Piotra Michałowskiego. Wszystkie bardzo dobre, lecz Balbus z wierszem Być i nie mieć najlepszy, bo trzyma tak samo wysoki poziom przy czytaniu z przymrużeniem oka, jak i serio.
Przygoda. Ewa Lipska prezentowanym we wciąż tej samej „Dekadzie Literackiej” adeptom sztuki poetyckiej, pobierającym nauki w Studium Literacko-Artystycznym UJ, wielkodusznie życzy „dużo entuzjazmu, artystycznej pasji, wiary we własne siły, umiejętności i podziwiania świata oraz wielu sukcesów twórczych”. Z tym ostatnim będzie chyba najtrudniej – niemal każdy z dziesiątki autorów, których nazwisk sumiennie nie wymienię, serwuje frazy niebanalne aż do bólu. Kilka przykładów, bez podziału na wersy: „chwytał nitkę jak początek latawca”, „gałęzie naszej nocy”, „jak cieknącą rurę jak skruszoną krę rzuciłeś mnie”, „zapomniałeś wywabić plamę mnie z ciebie”, „twoja szczoteczka do zębów jeszcze wilgotna”, „Na nic pięści w drodze do łazienki!”, „Zasnute mgłą oblicze prawdy nie drażni twoich oczu”, „szkielet muchy zatrzaśnięty między dwoma szybami”. Wystarczy? Notka Ewy Lipskiej została zatytułowana Przygoda dla obu stron. Ze swej strony pragnę za taką przygodę serdecznie podziękować.
Jaki podziw? Roczniki 80. w „Zeszytach Literackich”? Dlaczego nie? Oto w numerze 3 (83) 2003 czytam kolejne wiersze Moniki Ples, urodzonej w 1983 roku, która debiutowała w tymże piśmie trzy numery wcześniej. Wiersze są dwa, jeden o stawaniu się kobietą, drugi o pogaduszkach w kuchni. Wiersze sprawnie napisane, oczywiście utrzymane w manierze klasycyzującej, stąd w drugim wierszu (Magdalena opowiada) poddawane są nam pod ogląd wyobraźni „złociste adamaszki, jedwabie o lekkich splotach”. Trochę te materie jednak przypominają wymiętą bawełnę, a nawet zgoła obrus z papieru – zastanawia mnie na przykład, skąd autorka wie, jak „gibkie” są „młode łasice”? Pewnie widziała w albumie Damę z łasiczką… „O radości z talentu”!, że zacytuję kodę, tyczącą rzecz jasna bohaterki utworu – Magdaleny. W pierwszym wierszu (Kobieta we mnie) żeński podmiot liryczny pragnie zaś, aby profile i gesty „moszczącej się w nim kobiety” „wzbudzały łagodny podziw”. Pragnienie podziwu jest zrozumiałe w każdym wieku i sytuacji, ale wściekły podziw to może za małą chwilę, póki co, profile i gesty wzbudzają zainteresowanie oraz, owszem, lekkie zniecierpliwienie.
Myć się. Debiutu Agnieszki Sobczyńskiej w tych samych „Zeszytach Literackich” nie należy – wszystko na to wskazuje – rozpatrywać w kontekście roczników osiemdziesiątych. Świat zaś, który zza czterech opublikowanych wierszy przeziera, można określić jednym słowem: dom. Ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami, w ostatnim z wierszy, zatytułowanym Erotyk czytamy: „Nie myj się wcześniej / abyś był cały zapachem / (to życie tak pachnie / więc nie wstydź się)”. No proszę, giganty mydlane od dekady piorą nam mózgi z małą pomocą reklam telewizyjnych, a poeci swoje. Niezależnie od prawdy życiowej, wyczuwalnej hmm… w środkach masowej komunikacji, chcę zwrócić uwagę poetce, że nutka smrodku pedagogicznego w twórczości jednak nie zawadzi, więc postulowałbym zmianę pierwszego wersu na „Umyj się wcześniej” i dalej jak w cytacie. Też będzie prawdziwie, głęboko (woda!), a o wiele przyjemniej. Przy okazji: deklarowanie przez podmiot „będę wtedy dla ciebie / jak ptak w dłoni zamknięty” nie ewokuje zamierzonej bodaj delikatności. Jeśli kto próbował ptaka w dłoni zamknąć, to wie, że taki ptak chce się wyzwolić, szamoce się i – bywa – strasznie dziobie.
Centrum Wszechświata. „Pogranicza” nr 3 (44) 2003 przynoszą debiut Ewy Wieczorek, rocznik 1977. Z pięciu wierszy jedynie jeden, ostatni pt. Tadeusz Borowski jest bez żadnej fałszywej nuty, inne słabiej reklamują autorkę. Wszystkie napisane są w dosyć przewidywalnej poetyce wiersza-zdania rozpisanego na jedno- lub dwuwyrazowe wersy. Autorka próbuje stawiać w tych wierszach-zdaniach znaki zapytania i to niestety nie wychodzi jej zbyt dobrze. W wierszu Toast na cześć panny młodej czytamy w ostatniej zwrotce: „ile trzeba / Odwagi / by szepnąć/ tak”. Odpowiadam – niewiele, szanowna autorko, tyle samo mniej więcej, co by szepnąć „nie”. Bowiem, brzęknijmy cicho cynizmem, najtrudniej jest podjąć decyzję, potem już samo leci. Także koncept „najbardziej intymnego Centrum Wszechświata”, z wiersza bez tytułu idącego od „dlaczego / jestem w sobie Muszlą”, w epoce intensywnego badania czarnych dziur w naszej i innych galaktykach wydaje się cokolwiek wysilony.
Zakąska. Wisława Szymborska nie tylko obchodzi urodziny w „Dekadzie Literackiej”, ale też wpływa na innych twórców. W „Pograniczach”, o których mowa wyżej, z okazji numeru sygnowanego Gałczyński w Szczecinie – Szczecin Gałczyńskiego Artur D. Liskowacki dał poemat pt. Galeria pisarzy szczecińskich powstały – jak pisze autor w towarzyszącej poematowi nocie – z inspiracji Galerią pisarzy krakowskich pióra Noblistki. Galeria zaczyna się od „projektu pomnika” Gałczyńskiego, który mieszkał w Szczecinie cały jeden rok jakieś 50 lat temu, składa się z dwóch sal, a Salę II kończy posąg samego autora. Szczęściem utrzymany w konwencji całości: „Z marmuru Liskowacki Artur D. / miał być. A jest – no cóż – z papier mâché.” Obecność asekurującej poemat noty wskazuje, że nie jest to jednak przedsięwzięcie zupełnie bezpieczne. Liskowacki tłumaczy i dzielnie bierze odpowiedzialność za swój czyn: „pisarzy mamy wszędzie (prawie), więc galeria z rymów może powstać także w Szczecinie (na przykład). Gdybym się mylił, nie zostanie mi to z pewnością wybaczone. Kładę tę ofiarę na ołtarzu sztuki.” Wielkie dzięki – smaczna!
Neurozłącze Pierwszy Konkurs im. Zbigniewa Dominiaka wygrał był Adam Szadkowski, więc „Tygiel Kultury” w numerze 1-3 (85-87) 2003 ogłosił jego poemat Nazywam się Nick-t. Niezły, ogrywający współczesny język anglo-polski panoszący się na polskojęzycznych stronach w Internecie, znaki emotikonek ;-) oraz czatowe konwencje i grepsy. Rzecz jest o uzależnieniu się pewnej lekarki od komputera, a ściślej o uzależnieniu się od wchodzenia na różnych czatach w wymyślone przez siebie role, odklejeniu się od tzw. rzeczywistości oraz terapii-powrocie. Tak sobie udanym: „Nawet po latach, czasem, przed zaśnięciem / Zdarza się jej tęsknić za wszystkimi-sobą / Może to była z jej strony Zdrada? / Marzy wtedy o neurozłączu / Prostym, zintegrowanym z dożylną stołówką (…) w porównaniu ze wszystkimi jej wcieleniami / Podstawowe było zbyt smutne, bolesne i samotne”. Uzależnieni od pisania niby mają lepiej – nikt ich nie chce leczyć, bezpiecznie marzą, że późny wnuk ich doceni. Samotni są chyba tak samo.
Poza tym, no – wiecie! „Tygiel Kultury” ma dodatek. Czy też może tylko rubrykę? W każdym razie w numerze 1-3/2003, na samym końcu, nawet po blankiecie prenumeraty, pojawiła się strona z rozmazanym napisem w poprzek „przyszłość kultury bez sponsorów”, po niej wakat, po wakacie zaś, na dwóch stronicach, pod szyldem Poza debiutem dziewięć wierszy sześciu autorów z klubu literackiego „Topola” ze Zduńskiej Woli. Podpis głosi: „strony Poza debiutem pod redakcją Marka Czuku”. Co ma znaczyć owo „poza debiutem”, czy to prezentacje autorów jeszcze na debiut nie zasługujących, czy też takich, którzy już gdzieś pokątnie debiutowali, diabli wiedzą. Wiek – wszyscy autorzy poza jednym to roczniki osiemdziesiąte – oraz poziom publikacji – wyrównany, ale zdecydowanie w okolicach stanów niskich – wskazuje raczej na to pierwsze. Najsłabiej poszło dziewiętnastolatce, jej wiersz bez tytułu idzie tak: „zastrzeliłam pajęczynę / w moim pokoju // krzyczała // a później okrutna cisza / wkroczyła w przestrzeń pomiędzy / powietrzem // …i tylko pająk płakał”. Zdaję się, że i ja zapłaczę. Albo nie – zastrzelę pajęczynę, niech pająk płacze.