Andrzej K. Waśkiewicz: Fenomen gdański…Andrzej K. Waśkiewicz: Fenomen gdański. Pięć szkiców o instytucjach młodej literatury lat siedemdziesiątych. Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki. Gdańsk 2002. Skromna objętościowo, ale intrygująca książeczka. Przedstawia dzieje gdańskiego środowiska młodoliterackiego z lat 70. Przypomnę, że grupa Wspólność była najciekawszym zjawiskiem w ramach Nowych Roczników, natomiast jej propozycje programowe (nowa prywatność) mają opinię jedynego wartościowego projektu, który zmierzył się z postulatami pokolenia '68. Ale Waśkiewicz nie zagląda ani do wierszy, ani do manifestów, zdaje natomiast sprawę z przeobrażeń instytucjonalnych. Opowiada historię, jak to w latach siedemdziesiątych ówcześni młodzi gdańszczanie, tworząc własne instytucje (pisma „Litteraria” i „Punkt”, Spotkania Młodych Pisarzy Polski Północnej w Wieżycy, seria tomików firmowana przez RU SZSP PWSSP w Gdańsku – dla niezorientowanych: chodzi o Radę Uczelnianą Socjalistycznego Związku Studentów Polskich Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych), całkowicie zmienili układ sił w lokalnym środowisku i niemalże z dnia na dzień stali się opiniotwórczym ośrodkiem przynajmniej na młodoliterackiej mapie kraju. Jest to zatem historia udanej rewolucji. Ale przecież z wystąpienia wspólnościowców, tak samo jak z całej młodej literatury lat 70., nie zostało absolutnie nic! Zabrakło mi w książce omówienia najtrudniejszego okresu w dziejach środowiska jego rozpadu i zaniku w latach 80. Jedną z przyczyn na pewno było to, że młodzi znaleźli dla siebie miejsce pośród oficjalnych instytucji życia kulturalnego (czy mogliby – z takim rozumieniem literatury – funkcjonować w drugim obiegu?). W dodatku – podkreśla autor – ich program miał w tle socjalistyczną utopię. Ale akurat co do tego, nie inaczej było w przypadku programu Nowej Fali, a nawet politycznego programu rewolucji solidarnościowej. Waśkiewicz twierdzi nawet, że idee nowej prywatności uprzedziły ten ostatni i miały z nim sporo wspólnego. Dlaczego zatem Solidarności nie było po drodze z nową prywatnością (mimo 12. numeru almanachu „Punkt”, poświęconego w całości dokumentacji oraz socjolingwistycznej analizie sierpniowych strajków)? Dlaczego rewolucja literacka i społeczna nie dały się ze sobą uzgodnić i w ogóle – dlaczego tak ciekawie zapowiadający się młodzi rychło znikli z pola widzenia? A jeśli powrócili, to z czymś takim jak Esther (wydane w ostatnich latach książki autorów, którzy nie dokonali analogicznego zwrotu, przeszły bez najmniejszego echa)? Myślę, że odpowiedź na to pytanie mogłaby pomóc w rozwiązaniu innego problemu: jak to się stało, że w latach osiemdziesiątych tak łatwo odwróciliśmy się od awangardy? Pustkę po awangardowym etosie wypełniła zgoda na przydanie dziełu statusu towaru. Waśkiewicz wyraźnie podkreśla tę zmianę, zestawiając ze sobą Czynnego całą dobę Antoniego Pawlaka (nb. tomik wydany w ramach wspomnianej wyżej serii) z Czynnym do odwołania Marcina Świetlickiego: „Podmiot wiersza Pawlaka poczucie misji i, tak nazwijmy, przekonanie o ważności tego, co ma do powiedzenia czerpie z samego statusu bycia poetą, podmiot wiersza Świetlickiego – ze świadomości miejsca zajmowanego na rynku” (s. 78). Autor zauważa przy tym, że mimo wszystko wiersze debiutantów lat 90. mają wiele wspólnego z programem nowej prywatności. Chodzi jednak o analogie nieświadome i przypadkowe, gdyż „prywatność jest tu dobrem danym, nie zdobywanym. Rodzajem stanu naturalnego. Ale też nic z niej szczególnego nie wynika. Jest, bo jest” (tamże). Skoro dziś wszyscy – zupełnie jak w stanie wojennym Lech Wałęsa przez Jerzego Urbana – jesteśmy skazywani na prywatność, to eksploracja owej prywatności przez dzisiejszą poezję nie może mieć żadnej społecznej nośności. W tej sytuacji nie dziwi, że jako wybawienie przyjmuje się szansę uwierzytelnienia samego siebie poprzez rynkowy sukces tudzież obecność w mediach. Wszelako literatura, która korzy się przed rynkiem, może być wyłącznie współczesną odmianą sztuki dworskiej… Odrzucenie awangardowej tradycji mam za pierwszy i najważniejszy powód, dla którego takie a nie inne okazały się przeobrażenia w życiu literackim po roku 1989. Dlatego szczegółowy opis i analizę katastrofy wspólnościowców miałbym ze wszech miar za wskazane. Cóż, zamiast tego autor – nie wiadomo po co – wepchnął do książki artykuł o konkursie poetyckiem, mającym akurat dość luźny związek z młodą poezją ósmej dekady. Nie należy jednak lekceważyć tego tomu, nawet jeśli jego temat i sam autor z perspektywy dzisiejszego życia literackiego zdają się cokolwiek egzotyczni. data ostatniej aktualizacji: |