Mieczysław Orski: Lustratorzy wyobraźni…Mieczysław Orski: Lustratorzy wyobraźni, rewidenci fikcji. O polskiej prozie lat dziewięćdziesiątych. OPEN. Warszawa 2002. Standardowa recenzja w „Odrze” oraz „Nowych Książkach” – czasopismach, w których Mieczysław Orski najczęściej publikuje – nie należy do długich. Pięć stron maszynopisu, nie więcej. Trudno zatem o szczegółową, rozbudowaną argumentację na rzecz tez nie tylko interpretacyjnych, bo także historycznoliterackich. A kiedy czyta się książkę z takich recenzji (głównie) złożoną, niedoróbki szczególnie rzucają się w oczy. Pewne kwestie są po prostu niejasne. Pamiętam, że swego czasu Mieczysław Orski wszystko, co w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ówcześni młodzi autorzy opublikowali w państwowych wydawnictwach, odesłał nawet nie do punktu skupu makulatury (w PRL marnowanie tzw. surowców wtórnych należało do dyżurnych tematów), ale prosto na śmietnik historii (literatury). Konsekwentnie założył również, że proza powstała w III RP będzie jeśli nie wybitna, to na pewno autentyczna, nie uwikłana w jakiekolwiek zależności. No i teraz trzeba dowodzić, że naprawdę taka jest, że zasadniczo różni się od tego, co było wcześniej. Nawet jest przed skojarzeniami nie sposób uciec. Dlaczego proza Andrzeja Stasiuka jest czymś zupełnie innym od tego, co dawno, dawno temu proponowali piewcy outsiderów, odkrywcy i zdobywcy świata społecznych marginesów? Bo kiedyś – twierdzi Orski – na banicję skazywała postaci potworna rzeczywistość realnego socjalizmu, tymczasem bohater Stasiuka „nie odżegnuje się od współodpowiedzialności za swój los”. Domyślam się, że chodzi zwłaszcza o bohaterów Opowieści galicyjskich… Ale już bez złośliwości – otóż nawet gdyby argument Orskiego był prawdziwy, to przyznają Państwo: dotyczy kwestii nawet nie drugiego, bo piątego rzędu. I nie chodzi o same tylko drobiazgi. Zasadniczy dla książki Orskiego podział na pisarzy-specjalistów od imaginacji, estetyzacji, mityzacji (tytułowi „lustratorzy wyobraźni”) oraz na specjalistów od demonstrowania zawartości literatury w literaturze (tytułowi „rewidenci fikcji”), otóż podział ten jako żywo odpowiada kluczowej dla dwudziestowiecznej prozy dychotomii mitografia – awangarda. Tyle tylko, że Orski czysto mechanicznie zastąpił termin „awangarda” terminem „postmodernizm”… Więc jak to naprawdę jest? Zdarzyło się coś nowego w latach 90. czy nie? W książce Orskiego wielkie w tej materii panuje pomięszanie. Pisze krytyk: „Jak już zauważyłem [he, he! – uwaga KU], pisarze »lustratorzy«; lat dziewięćdziesiątych różnią się od swoich poprzedników »nostalgików«; [Orski dla przykładu wspomina o Kuśniewiczu czy Konwickim] aktywnym, kreatywnym podejściem do przeszłości.” Akurat! „Aktywne, kreatywne podejście do przeszłości” to przecież raczej Król Obojga Sycylii Kuśniewicza, a nie Hanemann. Raczej Bohiń Konwickiego, a nie Madame. Dojść z tym wszystkim do jako takiego ładu – przyznaję – nie potrafię… data ostatniej aktualizacji: |