WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA

Andrzej Horubała: Farciarz

Andrzej Horubała: Farciarz. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2003.

Stara to prawda: nie wierzcie nikomu po trzydziestce. A komuś po czterdziestce? Też niekoniecznie. Dobrym dowodem na tę niekonieczność jest debiut powieściowy Andrzeja Horubały, który swoim bohaterem uczynił czterdziestoletniego pierdziela (jest to jeden z wielu sposobów zinterpretowania znaczenia tytułu, całkowicie przy tym uprawniony szeroko opisanymi kłopotami gastrycznymi bohatera). Bohater nie byłby jednak wart uwagi, gdyby charakteryzował się jedynie żabami w żołądku, zaczem został on przez autora także dobrze wypasiony (skórka, furka i komórka) oraz ustawiony (produkuje i reżyseruje dla telewizji). Wagi zaś jego przygodom dodaje niekonwencjonalny życiorys: przeszły opozycjonista obecnie tworzy szczęśliwe wielo-pięcio!-dzietne stadło, wyznając, acz bez nadmiernej ostentacji, katolicyzm, którego – mimo pokus – nie kwestionuje zdradami małżeńskimi. Wartka akcja, choć z wieloma mieliznami retrospekcji (jakże jednak łatwymi do przebycia w porównaniu z piaskowymi łachami o naturze pustyni, przez które kazał się czytelnikom przedzierać Cezary Michalski w Sile odpychania), dzieje się w ciągu jednego dnia. Bohater ku swojej niekłamanej radości otrzymuje od hierarchy kościelnego propozycję stworzenia dzieła życia – wyreżyserowania pogrzebu papieża. Po czym spotyka się z kolegami, co daje okazję do przedstawienia ich konserwatywnie niekonsekwentnych dróg życiowych, słyszy od lekarki, iż to, co go toczy, to nie rak, jeno zastane w okrężnicy gazy trawienne, zaczem, po zażyciu lekarstwa, z radości okadza owymi gazami świątynię konsumpcji, to jest supermarket i na koniec dowiaduje się z nieprzyjemnym zdziwieniem, że z reżyserowania nici, bowiem określone kościelne czynniki wysłały hierarchę na zasłużony urlop zdrowotny do psychiatryka. „Nic to” – zdaje się mówić po paru spontanicznych fakach bohater – „nie muszę reżyserować końca świata, ważne są dzieci i Ojciec Święty, niech go Bóg ma w opiece”. Kto już w tym streszczeniu rozpoznaje kawałek polskiej rzeczywistości pokazywanej z punktu widzenia zadowolonego ze swego miejsca w świecie chrześcijańskiego demokraty, ten jest na dobrym tropie. W książce nie idzie bowiem o akcję – no, może o katolicką – ale o przemycenie dobrych wzorów, nazwanie grzechów i przesłanie (smaczki i klucz towarzyski pozostawiam tradycyjnie dyżurnym cmokierom). Przesłanie zaś jest, dla literatów rzecz jasna, mniej więcej takie: nie żyjemy w epoce Czesława Miłosza, tylko w epoce Karola Wojtyły. Cichą bohaterką książki jawi się małżonka głównego bohatera, pomimo zaawansowanej trzydziestki i pięciu porodów wciąż atrakcyjnie wyglądająca osóbka o rozwiniętej w małżeństwie wyobraźni erotycznej, zajmująca się pokątnie białą magią (wysyła anioły, iżby torpedować plany mającego czasem chętkę na skok w bok męża). Choć zawodów matki, żony i wróżki nie mogę wpisać na długą listę własnych zawodów, to po lekturze książki Horubały sympatyzuję właśnie z tą postacią – trafił się jej przecież na towarzysza wyjątkowy kaprawiec.


data ostatniej aktualizacji: