Epoka MiłoszaEpoka Miłosza. Raz po raz jakieś czasopismo przeprowadza ankietę dotyczącą kondycji naszej literatury. I dobrze, literatura jest ostatnio dosyć słabowita, więc należy jak najczęściej sprawdzać, czy nieboraczka jeszcze dycha. Stale zajmuje się tym „Kwartalnik Artystyczny”, pytając ekspertów: „Jaki jest teraźniejszy stan literatury polskiej?”. Odpowiedzi są w tym przypadku właściwie tylko trzy: dobry, zły lub normalny. Najbardziej interesujące są więc nie same oceny, ale argumenty przywoływane przez ekspertów na poparcie własnych twierdzeń. Prof. Aleksander Fiut ciekawie uzasadnia w ostatnim „Kwartalniku” (nr 4/2002), dlaczego jest nieźle. Przytoczę całą wypowiedź badacza, bo jest krótka i efektowna zarazem: „Żyć w epoce Czesława Miłosza – czy to mało?”. Cóż, chodziły już słuchy, że cała nasza literatura współczesna stanowi jedynie przypisy do dzieła Noblisty. Teraz okazuje się, że poza tekstami Miłosza nie ma żadnej polskiej literatury (przynajmniej takiej, którą warto zaprzątać sobie głowę). Wprawdzie ktoś tam coś sobie pisze, wydawane są książki, pojawiają się sezonowe wielkości, ale to wszystko nie ma żadnego znaczenia. A co się stanie, gdy Miłosza zabraknie (oby żył jak najdłużej)? Przyjdzie zająć się byle jakim polskim piśmiennictwem, zwanym pomyłkowo literaturą? Nie, wcale nie. Przecież trzeba będzie zbadać archiwa Miłosza, odnaleźć i wydać wszystkie nieopublikowane wcześniej teksty, przygotować naukowe edycje dzieł wszystkich, napisać sążniste monografie… A to robota na dziesięciolecia.
data ostatniej aktualizacji: |