UCZTOWANIE JAKO PODRÓŻ W NIEZNANEGrudzień bezbłędnie i każdorocznie prowadzi nas (Europejczyków) do nowego roku. Prowadzi przez różne atrakcje, czasem pogodowe, czasem nie, bo aktualna aura do atrakcyjnych nie należy. Nie za szybko nas prowadzi ten grudzień do styku ze styczniem, który to moment ludzie zwykli czcić szczególnie (przeciw czemu zresztą nic nie mam; czczę także, nie na czczo.) W naszych czasach uczczenie Nowego Roku oznacza imprezę o formie subtelnie narzuconej przez modę lub media. Te ostatnie mają silną potrzebę show, więc może być tak wspaniale, że miasto nam stawia fajerwerki, rodzina/przyjaciele/kelnerzy stawiają jedzenie (na stół), a suknie (i tipsy) i marynarki stawiamy sobie sami. Lub nie. I już! Nowy Rok Naszego Świata staje się faktem, by wkrótce przeminąć, co unaoczni nam kolejny grudzień. Można Nowy Rok bojkotować (Świąt nie można, szkoda by było!), ale to i tak wiele nie zmienia. Od początku grudnia większość ludzi jest w nastroju podniosłym lekko lub podłym delikatnie, w zależności od nabywczej wrażliwości, a w samiutkie święta, parę dni przed i parę dni po – ludzie będą skłonni do wzruszeń. Zresztą tak zwane media, nieustanny, skondensowany strumień informacji, nie pozwolą nam się nie wzruszać.
Prywatne protesty antygrudniowe bywają gestem łagodzącym presję, lecz mało skutecznym. Nowy Rok nadchodzi, Mikołaje wyruszają na ulice miast i wsi albo namolnie gapią się ze sklepowych witryn, a czasem, o zgrozo, dzwonią, czym się da! Na pociechę, w tym momencie, polecam własny sposób na grudzień: ucztowanie (z dzwonieniem lub bez!). Ucztowanie – w sensie tradycyjnym, dosłownym, eleganckim i zgodnym z zasadami oraz pewnym wewnętrznym rozmachem. Ucztowanie przywołujące dobre obyczaje jako dodatek już egzotyczny i słownictwo przywołujące egzotyczne (archaiczne). Ucztowanie – podróż w nieznane rejony, w porzucone przed laty konwenanse, w „honor bóg i ojczyznę” razem wzięte, skupione w osobie współucztującego, zawsze (z zasady) godnego szacunku i uwagi. Naród chlubi się umiłowaniem tradycji, więc czemu nie korzystać pełną gębą (że tak powiem) z tej cnoty? Chociaż teraz żadnej imprezy nie nazywa się ucztą – chyba że w restauracyjnej karcie dań, jeśli to akurat restauracja „staropolska” – to przyznam: szkoda mi świąteczności lingwistycznej i obyczajowej, szkoda mi zanikających z powodu braku śniegu i realnych wzorów prawdziwych kuligów (takich z płonącym łuczywem), szkoda mi form towarzyskich, które nigdy (w moim postmodernistycznym świecie) nie były ważne, a mogłyby być (od czasu do czasu, na przykład – w grudniu, na przykład – dla hecy). Dlatego w wolnej chwili polecam podczytywanie książki: Formy towarzyskie – prawidła i wskazówki, ks. dr. W. Galant, rok wydania 1911. Dziełko to, wątłe formatem, ale mocne duchem, akuratne jest na grudniowe uczty ze względu na ewidentne smaczki. Śpieszę z cytatem: „Zachowanie się przy stole, sposób jedzenia, np. czy kto je szybko, czy powoli, czy chciwie, czy też wstrzemięźliwie, prawie zawsze jest znakiem, czy ktoś jest dobrze, czy źle wychowany, czy też nabył dobrego obycia czy też nie, a także okazuje, czy i o ile dusza panuje nad ciałem, czy też raczej zmysłowe popędy ciała opanowują duszę. Bardzo ważnem tedy jest pytanie, jak się przy ucztach zachować. Co do tego istnieją (…) reguły”. A zatem zmysłowe popędy ciała, szczególnie przy stole, najwyraźniej wymagać powinny okiełznania! Fascynujące! Szkoda, że mało kto dziś traktuje ucztowanie jako walkę dobra ze złem. Walka z nadwagą, to owszem się zdarza, ale wówczas na pewno nie jest to ucztowanie. Ucztowanie jest wtedy, gdy przy wspólnym stole, po rzeczowej lekturze i przy lekkości interpretacyjnej, otwierają się nowe, grudniowe, możliwości. I wtedy ucztowanie staje się podróżą w niepoznane za młodu obyczaje oraz nastroje, i od ręki ranga każdej, najmniejszej nawet uczty rośnie. Rośnie sobie sama. Siedzimy, patrzmy, spożywamy, a ranga rośnie. Zachowujemy się, oczywiście, zgodnie z zasadami – z wybranymi, by nie było męki. Na przykład: „Reszty zupy nie wypada pić z talerza, ani zlewać jej na łyżkę, ani też wyciągać chlebem: można jednak nachylić talerz, podniesioną stronę zwracając do siebie. W ogóle unikaj wymuskanie talerza do czysta”. Talerzy więc nie muskamy pod żadnym pozorem ani nawet z czułością i już, proszę – uczta! Skoro wypada zacząć od zupy, to jeszcze inna światła uwaga księdza Galanta: „Nie drób chleba do zupy, ani dolewaj wody do wina; jedno i drugie nie jest odpowiednie”. Z drobiem (nie z drobieniem) w kraju mamy aktualnie inne (indycze), kłopoty, ale z tym winem – sama prawda, nierozwodniona! Grudzień bezbłędnie naprowadza nas na tematy, które latem nie mają większego znaczenia. Albo i mają. W każdym razie – zachęcam niniejszym do zasadnego, ale i z zasadami ucztowania, by przetrwać grudzień i wytrwać w Nowy Rok. Pierwodruk: Witryna Czasopism.pl data ostatniej aktualizacji: 2007-12-10 04:23:45.986434 |