DUPEK HERBERT I INNE DUPKI PO TRZYDZIESTCE„Po trzydziestce człowiek nie czyta prozy artystycznej, tak mi się wydaje. Mówię o sobie”, mówi o sobie Andrzej Stasiuk. A właściwie mówił, bo było to w roku 1995 („Kresy” nr 21). Wtóruje mu Olga Tokarczuk, a właściwie wtórowała, bo było to w roku 1995, więc może już mu nie wtóruje, bo mógł Andrzej Stasiuk zdążyć zmienić zdanie albo zdanie mogła zmienić Olga Tokarczuk, więc wtórować albo nie ma komu, albo nie ma kto, ale naówczas, w roku 1995, jednak zawtórowała: „Tak, to jest trochę tak, jakby powieści były dla młodych ludzi, w okresie dojrzewania”, a na to wtórowanie Olgi Andrzej zawtórował powtórnie: „Dokładnie. Potem to już się tylko zawodowo czyta. Literatura jest dla młodych”. A niech mnie! Tom się z ręką w nocniku obudził! Dawno po trzydziestce, a ciągle prozę artystyczną w najlepsze jak jaki gówniarz czytam. To może i prawda, żem wciąż jeszcze nie dojrzał jak należy i za chłopca wiecznego wśród dorosłych robię (choć coraz bardziej jakby bokami). Trzydziestaka przegapiłem i teraz mam za swoje. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało... I po co mi się było brać za wertowanie starych, kurzem obrosłych czasopism z zeszłego wieku? Trzeba je było na strych albo i do piwnicy gdzie cisnąć, iżby je pleśń zżarła. Albo rozdać nieletnim przed trzydziestką, aby sobie poczytali, póki czas. Bo potem szast-prast i będzie za późno. Przyjdzie trzydziestka i klops. Po ptokach. Dupa zbita, jak mówi dziadzia. Bo po trzydziestce proza artystyczna idzie w odstawkę i trzeba się brać do studiowania książek telefonicznych, instrukcji obsługi, rozkładu pociągów relacji Legnica–Wrocław (o ile Wrocław nie zostanie przedtem zburzony), kart dań i innych przepisów kulinarnych. Same (so)czyste fakty. A czasem i smakowite (chyba że trafimy na kartę dań restauracji na dworcu Wrocław Główny, o ile Wrocław Główny nie zostanie wcześniej zrównany z ziemią, do czego osobiście ja ani nawołuję, ani nie nawołuję). Bo z prozy artystycznej (i wierszy) człowiek wyrasta. Proza artystyczna jest dla młodych. Potem człowiek dorasta, dojrzewa, poważnieje, mężnieje i już nie w głowie mu pierdoły. Prozy nie czyta, chyba że mu zapłacą. Chyba że zawodowo. Ale kiedy człowiek musi, to się nie liczy. Człowiek jak musi, to i za politykę się weźmie. Zwłaszcza po trzydziestce, kiedy przestaje się prozą artystyczną zajmować i nagle ma dużo niepotrzebnego czasu do zagospodarowania. To się zaczyna za pieniędzmi, władzą i gołymi cyckami oglądać. Po trzydziestce człowiek poważnieje. Tylko my jak te pijane dzieci we mgle. Nic tylko proza artystyczna w głowie albo i – a niech mnie, jeżu święty, psia kość słoniowa, uchowaj Boże! – wiersze. Atłasowa czapeczka ze srebrnym kutasem na czubku dla tego, kto zgadnie, gdzieśmy byli, gdy normalni ludzie dojrzewali i prozę artystyczną razem z wierszami po strychach i piwnicach upychali. A może i nie upychali, tylko całkiem w ogóle na amen na śmietniki wyrzucali. Albo i razem z liśćmi na jesień spalali. Albo gówniarzom nieletnim rozdawali, iżby się ci, póki młodzi i głupi, naczytali. Iżby potem na starość jak durni nie rymowali. Toż lepiej miesić wapno niż po trzydziestce czas tracić na czytanie podobnych rzeczy. Ale mniejsza z nami. Nie umarliśmy dotąd na prozę artystyczną (ani wierszyki), to i może już nie umrzemy. To jest, umrzemy jak inni, nie na prozę (ani wierszyki), tylko na same normalne choroby. Jak to mówią: co nas nie zabije, to nam pozwoli bez uszczerbku na zdrowiu prozę artystyczną czytać nawet i po trzydziestce. A nie tylko prozę artystyczną, ale i wiersze, które, jak się zdaje, jeszcze dla młodszych ludzi są niż owa proza. To jest, dla chłopców gdzieś tak w okresie mutacji i dziewcząt około pierwszej menstruacji. Mniejsza zatem z nami. Ale co mają powiedzieć pisarze, którzy sami już nie tylko trzydziestkę skończyli, ale i nierzadko czterdziestkę. A nie tylko czterdziestkę, bo i czasem nawet pięćdziesiątkę albo i sześćdziesiątkę w cuglach skończyli. Że już nie wspomnę o autorach całkiem i dokładnie dorosłych i dojrzałych, a nadal prozę artystyczną (albo i wierszyki) piszących. Wszyscy oni jak jeden – choć sami stare pryki i capy – jedną, wielką osobliwą odmianę literatury dla młodzieży tworzą niczym, nie przymierzając, Marcin Świetlicki? A może trzydziestkę skończywszy, nie tylko od razu przestali być młodzi, ale i natychmiast zramoleli i zdziecinnieli za jednym zamachem i już przy tych bajkach, tj. prozie artystycznej (albo i wierszykach) zostali. Albo i trzepią to taśmowo i cynicznie dla kasy, bo wiadomo, pisarz, ten to dopiero zarabia. A nie tylko zarabia, ale i ogólnie ma klawo. Bo dobrze jest poecie Bo u poety nowy sweter Zamszowe buty piesek seter I dobrze żyć na świecie
Bo dla poety Zakopane Nie trzeba wcześnie wstawać rano
Bo fajno jest poecie Nie musi w biurze ślipić I fuk mu cała dyscyplina Tylko gitara i dziewczyna I złote gwiazdy liczyć Dziwna sprawa. Ostatnio w Zakopanem byłem na wycieczce szkolnej wieki temu. A potem zacząłem pisać wiersze, rodzice zabrali mi kieszonkowe i od tego czasu mnie nie stać. A taka Agata sobie na dniach do Zakopca jedzie w najlepsze. Ale ona pracuje w Carrefourze, to sobie może pozwolić.
* A tak na marginesie albo i nie na marginesie: Genetyka kultury Krzysztofa Biedrzyckiego się kłania, nie uważacie? I niegdysiejsza na tę książkę ankieta „Studium” (5/1999). A w niej, między innymi, odpowiedź Bohdana Zadury, którą mógłbym sprowadzić do dwóch postawionych w niej pytań: tytułowego „Przepraszam, czy tu się ściemnia?” i nie tytułowego „Najłatwiej uwieść naiwnych?”. A i przytoczony tamże, jako i w wielu innych miejscach, fragment wiersza brata Krzysztofa, Miłosza: ojciec twierdzi, że koło trzydziestki powinienem przestać pisać, inaczej stanę się
„takim dupkiem jak Herbert”. Pierwodruk: Witryna Czasopism.pl data ostatniej aktualizacji: 2007-11-13 15:34:46.905781 |