ŻAŁOBA PAŃSTWOWATemat jest nadzwyczaj delikatny, dlatego krążyłem wokół niego kilka dni i dopiero ośmielony lekturą kilku internetowych forów, zasiadłem do pisania. W związku z wypadkiem polskiego autokaru we Francji Prezydent RP wprowadził trzydniową żałobę narodową. I wówczas, zamiast jednoczenia się w bólu, naród polski pękł na pół. Część z nas – w tym czołowi politycy i wszystkie media bez względu na barwy klubowe – odłożyła na bok wszelkie inne sprawy, tragedia pielgrzymów zepchnęła je na dalszy plan. Nawet ogłoszenie decyzji o przedterminowych wyborach Premier uznał za niekorespondujące z żałobną atmosferą. Ale część – w tym osoby, które decyzja Prezydenta dotknęła w sposób praktyczny, uniemożliwiając zarobkowanie – dała upust swoim zgoła odmiennym emocjom. Pojawiły się głosy, że śmierć 26 osób nie jest niczym szczególnym, skoro rocznie na polskich drogach ginie 5 100 osób, czyli przeciętny letni weekend przynosi minimum 50 ofiar. Że nie można ludziom ograniczać administracyjnie ich prawa do zabawy lub pracy zarobkowej. Że co by było, gdyby w owym autobusie zamiast katolickich pielgrzymów jechali Żydzi albo weterani wojny ojczyźnianej, czy wtedy też równie ochoczo ogłoszono by tak długą żałobę? I tu nieuchronnie weszliśmy na wąską granicę dzielącą świat obiektywny od świata subiektywnego. Granica ta, jak się okazuje, biegnie momentami równolegle z granicą dzielącą widoczne gołym okiem instytucje państwa od niewidocznego narodowego ducha. Pamiętamy wszyscy pierwsze dni po śmierci Papieża: było jakoś inaczej, nawet osoby głęboko niewierzące uległy powszechnej atmosferze wyjątkowości tego czasu. Podobnie było w przypadku zawalenia się hali w Katowicach, to też w powszechnym odczuciu było wydarzenie niecodzienne, wymagające szczególnych działań. Ale tragedia w kopalni Halemba już nie wywołała takiego odzewu, bo śmierć jest niejako wpisana w etos zawodu górnika, to nie jest to samo, co śmierć dziecka, które przyszło pooglądać gołąbki. Wypadek autobusu we Francji też wielu z nas nie wydaje się niczym straszniejszym od tragedii, które spotykamy na co dzień, na czym niby, pytamy, miałaby polegać jego szczególność? Czy ilość ofiar w jednym miejscu? Czy pożar pojazdu? Czy kontrast pobożnego celu podróży z jej straszliwym końcem? Jeśli tak, to na dobrą sprawę, jak napisał jeden z internautów, żałoba powinna mieć charakter permanentny, bo tej rangi wydarzenia dotykają nas każdego dnia. Właśnie dziś rano, kilka godzin po zakończeniu żałoby narodowej, TVN24 poinformował o wypadku, w którym zginął ojciec, niemowlę i kilkuletnie dziecko. Matkę odwieziono do szpitala. W tle francuskiej tragedii przemknęła informacja o wywróceniu się na jeziorze Wdzydzkim jachtu i utonięciu w jego wnętrzu babci wraz z kilkuletnimi dziećmi. Może jestem odmieńcem, ale chyba te dwie, dużo bardziej „kameralne” tragedie wstrząsnęły mną bardziej od wypadku autokaru. Podobnie jak dramat sprzed wielu lat pewnej małżeńskiej pary, która zatrzymała samochód nad jeziorem, wysiadła, a wówczas pojazd zsunął się do wody wraz z trójką ich uwięzionych w nim dzieci. Nie potrafię sobie wyobrazić większej tragedii, nie starcza mi wyobraźni na nakreślenie dalszych losów obojga rodziców. Podobnie jak nie potrafię wyobrazić sobie dalszych losów matki, która przeżyła jako jedyna dzisiejszy wypadek czy też rodziców dwójki dzieci pochłoniętych przez wodę wraz z jachtem. Odczuwanie bólu z definicji jest niezwykle subiektywne, podobnie indywidualny może być sposób jego manifestowania. Wiadomo, że w tradycji wielu narodów jest żegnanie bliskich w sposób radosny, spójrzmy jak bardzo odmienny charakter od naszych pierwszolistopadowych smętków ma amerykański Halloween. Organizatorzy koncertu Rolling Stonesów poszli widocznie tym tropem i nie odwołali imprezy, co ciekawe, nikt prawie, poza kilkoma nieśmiałymi głosami, temu się nie sprzeciwił. Podobna w duchu była wypowiedź Zbigniewa Hołdysa, którą usłyszałem przez przypadek. Argumentował on, że muzycy rockowi wykonują po prostu swój zawód i jeśli ogłoszenie żałoby uniemożliwia im pracę, aby być konsekwentnym, przez trzy dni wszyscy nie powinniśmy pracować, w szczególności zaś wszystkie stacje radiowe i telewizyjne. Bo jaka jest różnica pomiędzy koncertem a projekcją filmową? W obu przypadkach chodzi przecież o oderwanie widza/słuchacza od rzeczywistości. Państwo kontra społeczeństwo, obiektywizm kontra subiektywne widzenie świata. Wychwytuję na każdym kroku odmienności tych porządków. Gdziekolwiek spojrzę, zauważam, jak bardzo nasze odczucia różnią się od tzw. autentycznych faktów. Klinicznym przypadkiem jest uczucie, którego doświadczamy tuż przed startem samolotu. Niby wiemy, że samolot jest zdecydowanie najbardziej bezpiecznym środkiem lokomocji, wiemy, że dane statystyczne redukują do zera możliwość katastrofy tego właśnie, „naszego” samolotu. A jednak, gdy pilot zaczyna kołować do startu, serce podchodzi nam do gardła. To samo serce, które nie chce podporządkować się biurokratycznemu rozporządzeniu i nie uznaje obowiązkowej żałoby.
26.07.2007
data ostatniej aktualizacji: 2007-08-21 11:56:13.031605 |