EIN' FESTE BURG IST UNSER TEUFELPewna sycylijska zakonnica z początku XVIII wieku, mistyczka i późniejsza błogosławiona, wsławiła się niecodziennym czynem. Wystosowała mianowicie list do Szatana, nakłaniając adresata, aby nawrócił się na drogę cnoty. Domyślam się (i tylko domyślam, bo nie mam i nie miałem tekstu petycji przed oczami; znam tylko samą anegdotę), że mniszka wymieniła w liście niewątpliwe korzyści płynące z przyjęcia chrztu oraz przestrzegania świętych przykazań. Kto wie czy nie znalazła się tam argumentacja Pascala: świat to nic; zerowe księstwo nie może być przedmiotem utraty. Z piekielnego zamczyska nadeszła odpowiedź utrzymana w iście dwornym stylu. Jej nadawca zakomunikował, iż z przychylną uwagą zapoznał się z apelem siostry i że w głębi duszy podziela jej argumenty, niemniej jednak nie może zadośćuczynić jej prośbie. Przychodzi mu to wyznać z głębokim żalem, ale w odniesieniu do jego osoby ewentualne nawrócenie nie wchodzi w ogóle w rachubę: jeśli już nie z przyczyn ontologicznych, to na pewno fizjologicznych, nie zapominając o logicznych. Czynienie zła jawi się bowiem fundamentem wykonywanej przezeń profesji. W chwilach wolnych od obowiązków być może i on sam uprawia anemiczną pobożność ascetek, ale – za przeproszeniem szanownej błogosławionej – co komu do chwil wolnych Diabła? Być może on, Szatan, z regularnością produktów firmy Intel spowiada się u nadwornego kapelana pałacu Disa, a jeśli idzie o skruchę, to jego czoło mogłoby skruszyć granitowy głaz. Jego sprawa. Przyznaję, że powyższą opowieść w wielu punktach można uznać za nieścisłą. Rachityczną wiedzę uzupełniłem bujną wyobraźnią. Tak więc historię wymiany korespondencji przedstawiłem z grubsza. Z grubsza, niż się faktycznie zdarzyła. Ale nie o to tu chodzi. Problem klauzurowej mniszki aspirującej do niebiańskiej kariery polega na tym, że cnota jest dla niej kwestią heroicznej egzystencji, natomiast w odniesieniu do upadłego anioła rzecz ma się zgoła inaczej. Jego występki wynikają ze skrupulatnie wykonywanej profesji. Tu dygresja. Czy wierny widz telewizyjnych wiadomości (albo czytelnik codziennej prasy), koncentrując uwagę na samej istocie informacji, nie mógłby wysnuć wniosku, że w niedziele, właśnie w niedziele, dzieje się na świecie jakby nieco mniej zła? Czy owej przejściowej nieobecności zła nie tłumaczyłby fakt, że w niedzielę wypoczywa jego mityczny autor? W statystycznym weekendowym wydaniu wieczornych wiadomości królują – stosownie do pory roku – kąpiący się plażowicze lub szusujący wesoło narciarze. Plemię beztroskie i jakże niepodobne do tego, które ujrzymy na ekranach w poniedziałek. Zdaje się, że takie rozumowanie byłoby co najmniej usprawiedliwione. Przy całym szacunku dla wszystkich zaangażowanych stron; konflikty zbrojne w niedziele zdają się jakby przygasać; nad okopami zwaśnionych armii rozbrzmiewają kojące tony polowych sygnaturek. Wniosek brawurowy, ale jakże orzeźwiający: czyżby i Szatan miał wolne? I dalej idąc: czyżby nie działo się tak dlatego, że zło jest kwestią nie egzystencji, lecz profesji? W Pierwszej Księdze Henocha, apokryficznym tekście starotestamentowym, czytamy: „Azazel nauczył ludzi wyrabiania szpad, mieczy, puklerzy, pancerzy, pokazał im metale i umiejętność ich obróbki, bransolety, ozdoby, sztukę malowania oczu antymonem”. W momentach autoironicznego skupienia poznajemy tę oto prawdę: dobro jest nadzwyczaj ogólnikowe, Diabeł natomiast tkwi w szczegółach. W bardzo technicznych szczegółach. Piekło to żar, ale bez żarliwości. Jedna z tych ponurych instytucji, jakie dobrze znamy z Procesu Kafki: nie kończące się duszne korytarze, gabinety przesłuchań, kancelarie spowite półmrokiem, skrupulatne rubryki kwestionariuszy, regały pełne złowieszczych segregatorów, Kontakty, Tajni Współpracownicy, Źródła, kryptonimy, raporty, polityczna poprawność: zaokrąglona niczym stempel służbowa moralność. Być w piekle to nie móc opuścić biura imigracyjnego. Jedyną karą jest tam oczekiwanie na karę. Diabeł – profesjonalista? Byłby to wniosek zgodny ze zdaniem Ciorana, który nazwał go urzędnikiem, podrzędnym funkcjonariuszem odpowiedzialnym za brudną robotę. Nie znamy twarzy Zła, znamy tylko jego służbowy uniform. Z religijnego punktu widzenia sytuacja Księcia Egipskich Ciemności jest nie do pozazdroszczenia. Nikt nie włączy jego imienia do litanii, nie mówiąc już o ofierze na tacę. Za jego czarną duszę nikt nie da na mszę (chyba że na czarną). Co najwyżej należy mu się ogarek, i to tylko od zapobiegliwych. A przecież skłonni bylibyśmy przyznać, że pełni jakąś tam funkcję i rolę, choćby nawet iluzoryczną, i że za to pełnienie ponosi wysoką cenę. Płaci zbawieniem duszy. Wiekuistym potępieniem. Czy Szatan może być zbawiony? W świetle augustyńskiej koncepcji wolnej woli odpowiedź na to pytanie brzmi następująco: wpierw musiałby zechcieć. Szczypta namysłu nad postawą nieugiętego Przeciwnika prowadzi do intrygującej konkluzji: opór obiektu jest czymś naturalnym (starosemickie satan oznacza „przeciwstawiać się”; mamy więc do czynienia z duchem przeczenia); zaskakujące jest jednak to, że w gruncie rzeczy niewielu teologów zakładało możliwość zbawienia Szatana. Jedynie Orygenesa i dwóch kapadockich Grzegorzy stać było na tę ryzykowną hojność. Sporo wiemy o transsubstancjacji, o naturze Trójcy, problem eschatologii zła pozostaje jednak tajemnicą. Jeśli w prastarej wizji Raju z Księgi Izajasza rozkoszna owieczka oraz wilk–wegetarianin konsumują wspólnie i w porozumieniu zieleninę, to dzieje się tak za sprawą nieobecności przysłowiowego Nieprzyjaciela. Mamy niejasne przeczucie, że w godzinie ostatniego sądu departament Piekła ulegnie unicestwieniu. Ale co z obsługą? Kuroniówka?!!! Apokalipsa przeznacza Szatanowi raczej okrutną przyszłość: będzie związany na 1000 lat, potem stoczy jeszcze ostatnią bitwę. W jej (przewidywalnym) wyniku zostanie wrzucony do „jeziora ognia i siarki” i tam będzie „cierpiał katusze we dnie i w nocy na wieki wieków”. Wydaje się to jasne, że w Nowym Jeruzalem, przyobiecanym przez Jana z Patmos, diabeł roboty nie znajdzie. Nawet z najlepszymi kwalifikacjami, nawet z legendarną kreatywnością. Nawet z MBA. Nie ma zlitowania dla ducha kłamstwa. To nieuchronna konsekwencja rozwoju chrześcijańskiej myśli teologicznej, od św. Augustyna do Nietzschego. Czy Szatan może być zbawiony? Niezasłużonym zrządzeniem losu, zbiegiem okoliczności i wyrokiem niebios jest on wart, niestety, tylko grzechu. Czulibyśmy się chyba odrobinę nieswojo, idąc na mszę świętą razem z tym czarnym neofitą. Kto wie, może przechrzta z rozpędu zechce zostać kościelnym? Wtedy to już po zawodach. Po zawodach i po ptokach. Po zawodach ptoków. Od naszych autorytetów wymagamy raczej moralnej konsekwencji niż kwalifikacji. Diabeł – twierdzą warowną? Jasne. Jest naszą opoką. Opoką zła. Niezłomny Książę Świata Tego. Prastary Wąż i Szatan. Odwieczny Nieprzyjaciel Ludzkiego Rodzaju. Duch niezmordowanej powagi, ostatnia fortyfikacja prastarego porządku. Nieugięta postawa. Nieskazitelna prezencja. Żelazna konsekwencja. Żadnych konformizmów, żadnych kompromisów. Konserwatysta na wszelkich możliwych odcinkach: w każdym calu i każdej mili. By dojść do tego ostatniego wniosku, wystarczy zdać się na dane historyczne. Ot, choćby na przykład ta jego wieczna pasja poprawiania dzieł Pana Boga. Osławiona skrupulatność i predylekcja do nacjonalistycznej fanfaronady. Bezrefleksyjne przywiązanie do przeszłości, znana skłonność do melancholijnej zadumy, rygorystyczny legalizm. Chadek tout court. Nie do nawrócenia. Absolutnie. Jak zrozumieć sprawę korespondencji sycylijskiej mniszki? Wzniosła klęska? Przykład chwalebnej głupoty? Czy też – bardzo karkołomna – próba miłosierdzia? Zapewne nie sposób pominąć kontekstu epoki. Cóż, sycylijski barok miał swoje kanony estetyczne. Atletyczna pobożność była jednym z nich. Gdyby ktoś z naszych współczesnych wpadł na pomysł nawrócenia Diabła, list byłby utrzymany w duchu ekumenicznym i przybrałby formę e–maila.
mr_chairman@gov.hl
Wasza Ciemnowielmożność!
Odpowiedź natomiast wyglądałaby następująco:
Szanowni Państwo!
W nawiązaniu do maila z dnia 25 lipca 2006 r. w przedmiocie formacji Szatana wyjaśniamy, co następuje: W świetle obowiązujących przepisów prawnych nie istnieją wystarczające przesłanki do pozytywnego rozpatrzenia przedstawionego przez Państwa wniosku. Wiecznotrwała praktyka tut. urzędu pozwala się domyślać, że cel przesłanego nam pisma sprowadza się do prozelityzmu. Powołując się na ustalenia autorytetów dogmatologicznych, stwierdzamy, że urząd Szatana jest niereformowalny (notabene, jest on jednym z najsprawniej działających urzędów administracyjnych). Prezesura Diabła ma charakter wiekuisty, który to wniosek nie wynika wprawdzie z żadnej formalnoprawnej przesłanki, lecz z powodzeniem można go wysnuć z dogmatu o wieczności samej instytucji Piekła. Kierując się brakiem podstaw prawnych oraz troską o niezakłócony przebieg potępienia dusz, które zostały powierzone opiece naszego urzędu, wniosek o nawrócenie Szatana uznajemy za bezzasadny i postanawiamy go oddalić. W stosunku do załączonego numeru rachunku bankowego wrodzona złośliwość nakazała nam uczynić niewielki debecik. Pozostajemy z nadzieją, że niewinny milionik nie sprawi problemu.
Podpis nieczytelny. Pisemny.
data ostatniej aktualizacji: 2007-04-26 19:47:20.551023 |