Ewa Schilling: Głupiec.Ewa Schilling: Głupiec. Korporacja Ha!art. Kraków 2005. Pora uderzyć się w (własne) piersi i przyznać, że pociąga nas to, co „inne”, ekscentryczne, zakazane, spektakularne i efekciarskie. To z tych poniekąd powodów Michał Witkowski miał ostatnio swoje pięć minut. Sukcesu autora Lubiewa nie powtórzy Ewa Schilling, mimo iż sięgnęła po stary i niezmiennie popularny paradygmat romansowy, by opowiedzieć skądinąd uroczą, acz nazbyt prostą miłosną historię. Głupca da się łatwo, zdecydowanie aż nazbyt łatwo, „zaszufladkować” jako romans lesbijski zwieńczony happy endem. Jeśli uznalibyśmy, że opowieść o miłości kobiety do kobiety wystarczy, by powiadać o „przekroczeniu” paradygmatu romansowego (czyli jego odświeżeniu), to – z bólem, ale jednak – dałoby się przymknąć oko na pewne potknięcia warsztatowe, mało wartką akcję (ale kto powiedział, że to ona powinna być w powieści najważniejsza?) czy stereotypową prezentację świata żeńsko-męskiego. Problem w tym, że nie wystarczy! A przecież nie mamy do czynienia z debiutantką. Dlaczego najnowszą książkę Schilling uważam za jej najsłabszą produkcję? Może, niczym Alina – bohaterka Głupca – szukam świętego Graala, czyli chcę doszukać się ukrytych treści tam, gdzie de facto ich nie ma? Cóż, możliwe, że poszłam na łatwiznę, bo owo obniżenie lotów tłumaczę uwarunkowaniami pozaliterackimi. Schilling dała się po prostu uwieść koniunkturze na prozy obnażające „inność” (zwłaszcza tę seksualną) i napisała – wcale nie odkrywczo, demistyfikująco i zdecydowanie nie comming outowo – o środowisku lesbijskim (z drugiej strony: czy musiała ulec modzie na sensacyjność i efekciarstwo?). Dowody? Służę. Trywialna historia odwzajemnionej miłości nauczycielki do uczennicy, oparta na stereotypowym postrzeganiu lesbijek przez heteryków. Sprawę miało komplikować wychowanie bohaterki w duchu protestanckim, ale cała miłosna otoczka: zazdrość, kłótnie, strach i niepewność jest dokładnie taka sama, jak w związkach hetero. Ponadto, fragmentaryczność narracji, upoetyzowany język, którego subtelność koresponduje z subtelnością uczuć to chwyty znane aż nazbyt dobrze. Czepiam się, a to romans skrojony (prawie!) jak Bóg przykazał. Mój żal do autorki zatem o to, że jej proza jest przezroczysta, uszyta z wyświechtanych stereotypów, krzywdzących schematów. Nie rozumiem też, jaką funkcję pełni zastosowana w książce „awangardowa” forma: konsekwentny i wyjątkowo irytujący (przynajmniej dla czytelnika-filologa) brak wielkich liter (z interpunkcji zachowały się jedynie kropki). Jeśli autorka Akacji chciała objawić (żeńskiemu?) światu wyłącznie tę powszechnie znaną prawdę, według której faceci i świnie miewają cechy wspólne to deczko się spóźniła. Kompromitacja płci męskiej nie raz i nie dwa została już w literaturze dokonana. data ostatniej aktualizacji: |