PREZENTDzieckiem będąc, łeb urwałem pluszakowi. W domu raban i pretensje – „coś ty zrobił?!” I mi palcem pogrożono, robiąc miny, „czekaj ty, dostaniesz prezent w urodziny!” Ha, dostanę? No to pięknie! Dobry rydz! Czekam, czekam, doczekałem – a tu nic! To jest, żeby tak do końca być uczciwym, książka oraz para skarpet – żadne dziwy. Chociaż brak prezentu mnie poważnie zawiódł, pomyślałem „pewnie za rok – a nuż mamut?” Lecz rok później tylko retusz scenariusza: para skarpet i tom Pana Tadeusza. Rok po roku narzekałem na los kiepski, tak minęły mi okazje do dwudziestki. Potem zmienił się nam ustrój, miałem wzięcie, wciąż nie było jednak mowy o PREZENCIE. Dziwna sprawa! Przecież BYŁO powiedziane, że na któreś urodziny COŚ dostanę. Więc ten PREZENT z roku na rok odkładany kiedyś w końcu być POWINIEN przekazany. Zatem czekam, nie narzekam, a wiem jedno: na trzydzieste urodziny to na pewno. Świętowaliśmy w zameczku prezydenta... „Piękny szalik!” Kto by o mnie tam pamiętał... Zresztą człowiek jest dorosły, prezent – pestka. Najważniesze urodziny to czterdziestka. I nadeszła, choć już wcale nie czekałem, ta czterdziestka. Z niespodzianką – COŚ dostałem. Przyszedł mail, w temacie: PREZENT, szybko klikam. Co za prezent, który nie ma załącznika?! W treści zdanie, bardzo krótkie, wizji szkielet: „prezent potem, a na razie – przymierz beret”. data ostatniej aktualizacji: |