CZEMU PISZĘ: „PIERWSZE SŁYSZĘ”O wyższości Świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia dywagowano niegdyś w Polskim Radio (państwowa wersja stacji), ale teraz takie subtelności w eter nie wchodzą, więc podobne dywagacje zarzucono (a szkoda). Jednak na fali problemów nękających naszą coraz bardziej zimową rzeczywistość warto się zastanowić nad tym i owym. Nad wyższością dźwięku (oraz brzmienia jako takiego) nad słowem, słowem pi-sa-nym(!), na przykład…. Właściwie dlaczego nie miałaby być to ważna sprawa, w czasach gdy książka pod choinką niektórych mniej ucieszy niż rozreklamowane do granic możliwości NIC, opakowane w takie jakieś coś. A są przecież jeszcze malownicze bastiony, gdzie muzyka, dźwięk, w pełni władają codziennością, gdzie głaszczą człowieka lub nawet karmią (w wielosensie tego określenia). I jest to tak normalne jak przed wiekami, gdy słowo pisane było elitarne i mało kto się w nim mógł rozsmakować należycie. Teraz istnieją nieskończone możliwości smakowania, co aż wybór utrudnia. Dla niektórych jednak wybór – jest maksymalnie oczywisty. Kto pyta - nie błądzi i nie dość że nie błądzi, to jeszcze dywaguje oraz życiowego doświadczenia nabywa. W sposób werbalny, lecz dźwięczny (pisemnie słabiej to działa). Pytałam zatem i oto Piotr (Chociej), kontrabasista, wyznał z całą powagą, że karmi się dźwiękiem. A ponieważ widuję go z kokosankami (ciastka) pod ręką, uważam to za prawdę połowiczną, acz wartą odnotowania. Przy spożywaniu (używaniu) dźwięku należy pamiętać, że po pierwsze: dźwięk jest falą, a słowo (niewypowiedziane) – bynajmniej, poza tym: gdyby fali dźwiękowej przyjrzeć się dokładniej, to dałoby się zobaczyć, że stanowią go cykliczne zgęszczenia i rozrzedzenia powietrza. Jak bliskie jest to istocie życia, dziania się człowieka (w czasie i przestrzeni), wszystkiego co ( w końcu przecież) panta rei… Pytam nadal: Bronka (Maciejczuk), która (jako żywo) jest realizatorem radiowym uważa, że w kwestii dźwięku oraz słowa „proporcje muszą być zachowane. Nie można żyć tylko dźwiękiem, ale też pięknie się można wyciszyć przy słowie”. Myślę, że cisza jest zaledwie interwałem, ale… pytam dalej: Dziennikarz Adam (Klimiuk) wyznał bez wstydu: „kiedy czytam poezję, zasypiam, ale gdy słyszę jak ktoś śpiewa poetycki tekst, to wciągam poezję lajtowo. Po tym wnioskuję, że jestem słuchowcem. Jakbym miał wybrać: dźwięk czy słowo – to wybrałbym dźwięk”. Nie błądząc zanadto zatem, dojść można do wniosku (szybko), że na początku nie słowo było, lecz dźwięk, gdyż ludzie tak zostali uwarunkowani, że pierwsze słyszą (tak się mawia! Tak jest!). Dźwięk okazuje się również bardziej precyzyjny znaczeniowo. W przypadku słów pole interpretacji jest niepokojąco duże (prawnicy to doskonale wiedzą oraz inni ustalacze wszelakich reguł oraz interpretatorzy). Dźwięk także ma niezłe spektrum, ale jakby nieco łatwiejsze do opanowania (podstaw). I jak tu nie podpisać się pod wyższością dźwięku nad słowem?:) W przedświątecznym gwarze, niewyciszeni, gonieni przez dzwoneczki plastikowych sań sunących po sklepowych wystawach oraz elektroniczne melodyjki z brzuchów krasnoludkowych Mikołajów, uznajmy wyższość dźwięku. Przyda się nam się to przy kolędowaniu, gdy czasem lepiej jest wymruczeć coś niż wypisać. A jednak w ramach wspomnianego wyżej uznania kupmy książkę pod choinkę (nucąc), bo wyższość – wyższością, ale słowa są niezastąpione (słowo daję!). data ostatniej aktualizacji: |