Dominik Lewiński: Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O procesach paradygmatyzacji w polskiej nauce o literaturze po 1958 roku. TAiWPN „Universitas”. Kraków 2004. Wiele obiecywałem sobie po tej książce. Chyba zbyt wiele. W ostatecznym rachunku najciekawiej prezentuje się sam projekt. Lewiński przedstawia dzieje strukturalizmu w Polsce jako udany przewrót, bardziej nawet instytucjonalny niż umysłowy. Słusznie, bo też twórcy i sprawcy tego przewrotu najzupełniej świadomie dążyli do jego instytucjonalizacji. A powołane przez strukturalistów instytucje okazały się bodaj najtrwalszą cząstką ich dorobku. Lewiński omawia kolejno zjazd polonistów z roku 1958, serię konferencji teoretycznoliterackich, strukturalistyczne kompendia – Słownik terminów literackich oraz Zarys teorii literatury, ekspansję elementów doktryny w programach nauczania, a na koniec socjalną oraz doktrynalną rolę dwumiesięcznika „Teksty”. Rzecz w tym, że same analizy pozostawiają niedosyt. Jak na mój gust, Lewińskiego zanadto pochłania tropienie systemowych reguł, przez co opowiedziana historia wydaje się zbytnio odpersonalizowana, wyabstrahowana i anonimowa. Zbyt wiele miejsca poświęcono wstępnym dywagacjom metodologicznym, choć rozumiem, że drobiazgowe przedstawienie „konstruktywistyczno-systemowej teorii wiedzy i komunikacji” było rodzajem asekuracji. Taktyczny sens scjentycznej retoryki jest oczywisty, niemniej w lekturze to trochę przeszkadza. Gwoli przykładu, czytamy: „Najogólniejszą formułą charakteryzującą zjawisko KTP [= Konferencje Teoretycznoliterackie Pomocniczych Pracowników Polonistyki] w perspektywie socjologicznej jest Luhmanowska zasada inkluzji. Oznacza ona stałą tendencję do obejmowania skutkiem działania systemu jak największej liczby członków formacji kulturowych, znajdujących się w funkcjonalnym zasięgu używanych w nim dyskursów.” Itp., itd. A mówiąc po ludzku, chodzi o to, że liderzy ruchu posłużyli się strategią „kto nie przeciwko nam, ten z nami”, adresując bardzo szeroko ofertę współpracy. Bez względu jednak na te wszystkie pretensje, trzeba mocno podkreślić, że autor zmierzył się z tematem niezwykle trudnym. Nie bez powodu powiadano wśród polonistów, że jeszcze przez najbliższe pół wieku nie znajdzie się dość odważny, by podjąć ryzyko. Lewiński się odważył. Że to książka doktorska i że wydała ją najbardziej prestiżowa z polonistycznych oficyn, to tylko dodaje smaczku. A swoją drogą, jestem ciekaw, czy znajdzie się recenzent gotowy się zastanowić nad socjalnymi, dyskursywnymi i politycznymi uwarunkowaniami tej publikacji. data ostatniej aktualizacji: 2006-01-02 00:49:39.302579 |