Maciej Nawariak: Według Niej. Wydawnictwo DUE. Warszawa 2004. Dzieje Jezusa opowiedziane z punktu widzenia Jego Matki. Atrakcyjność debiutanckiej powieści Nawariaka wynika z nałożenia na siebie dwóch zabiegów. Po pierwsze, ewangeliczną opowieść autor umieścił na bogato zarysowanym tle kultury i obyczajowości żydowskiej. Dzięki temu znana na pamięć historia nabiera niespodziewanie egzotycznego posmaku. O dziejach swojego syna, Hosziego, Miriam opowiada Grekowi, który poniekąd reprezentuje nas, a że nie orientuje się w żydowskim obyczaju, wiele trzeba mu tłumaczyć. Można by powiedzieć, że Nawariak „dehellenizuje” Chrystusa, a wpisując Go bez reszty w sferę kultury żydowskiej, czyni reprezentantem i wyrazicielem żydowskiego losu. Na odmianę drugi zabieg bardzo przybliża do nas bohaterów. Nawariak bowiem nie tylko zrezygnował ze stylizacji, kazał postaciom mówić językiem na wskroś współczesnym, ale tez upodobnił utwór do bardzo dziś popularnego wzoru wywiadu-rzeki. A że Miriam opowiada gładko, ze swadą i temperamentem, to aż się prosi, by jej opowieści przypisać atrybut „medialności”. Owszem, bohaterowie Nawariaka trzymają się własnego obyczaju, ale ich myślenie odpowiada raczej mentalności z czasów późniejszych o dwa tysiące lat. Gwoli przykładu, stosunek Jezusa do podboju Ziemi Obiecanej jest mniej więcej taki jak dzisiejszych Amerykanów do eksterminacji Indian. Dalej, popularność śpiewaków w starożytnej Judei jest być może faktem źródłowo poświadczonym, wszelako Nawariak pokazał ją jako coś bardzo bliskiego współczesnemu kultowi gwiazd. Nawet gruppies nie zabrakło! Bez dwóch zdań, z językowego i mentalnego anachronizmu autor uczynił metodę. A nałożenie na siebie tych dwóch zabiegów, z których pierwszy postać Chrystusa czyni egzotyczną, drugi natomiast czyni Go jednym z nas współczesnych, nieomal kumplem – wszystko to tworzy intrygujący efekt obcości, nakazujący traktować utwór w kategoriach intelektualnej gry. Bo też Według Niej przedstawia się jako gra kreacyjna, w której na pewno nie chodzi o historyczną rewizję mitu, jego nowe odczytanie, upsychologizowanie i udramatyzowanie ewangelicznych wydarzeń czy też o pełne emocji świadectwo wiary. Podejmując taki temat, debiutant rzucił sobie ambitne wyzwanie, jedno z największych, jakie można podjąć w naszej kulturze. Ale zrobił to tylko po to, aby nas zwodzić. Na pozór przybliżając się do tematu, autor w istocie zachowuje chłodny, kreacyjny dystans. Skoro prawda pozostaje dla sztuki niepochwytna, to w dwójnasób dotyczy to prawdy ewangelicznej. Co w takim razie zrobić? Ależ w takim razie trzeba przedstawić jeszcze jedną wersję wydarzeń! I tym się Nawariak zabawia. Wcale inteligentnie. Szkoda, że już wrzesień, bo trudno o lepszą wakacyjną lekturę. Ale z drugiej strony – kto dziś jeszcze czyta na wczasach?


data ostatniej aktualizacji: 2006-01-02 00:48:19.624012