Sekrety życia, czyli co ma Juliusz Erazm Bolek do Eugeniusza Tkaczyszyna-DyckiegoWybór Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego na tegorocznego laureata Nagrody Nike był „niespodziewany, ale jak najbardziej trafny”, jako rzekłem – cytując i nie cytując zarazem – w poprzednim felietonie i znęcać się nad tym dictum po raz wtóry nie zamierzam. A nie zamierzam się znęcać nad tym dictum po raz wtóry, ponieważ mam inne, równie skrzydlate: „Nike dla Piosenki o zależnościach i uzależnieniach to werdykt nieoczekiwany. […] decyzja jury jest wyjątkowo trafna, choć śmiała”. Wyrażenie, przyznajmy, bliźniacze w wymowie, bo i sens, i narzucające się pytanie o sens pozostają w zasadzie te same. Ileż to mianowicie śmiałości wymaga podjęcie trafnej decyzji? Wszak skoro decyzja była trafna, to chwała za to jury i nie ma komu z tego powodu srać ze strachu po gaciach. Czyż nie większej śmiałości wymagałoby podjęcie decyzji nietrafnej? Nietrafnej, choć oczekiwanej? Albo nawet nieoczekiwanej i nietrafnej? A czyż nie większej śmiałości wymaga, powiedzmy, umieszczenie na publicznym (internetowym) forum wyznania i ubolewania za jednym zamachem w postaci obwieszczenia: „nie znam tego tomu ale szkoda, że nagroda związana jest z Agorą i Gazetą Wyborczą”. Może i szkoda. Tego mianowicie, że czytelnik – występujący jako „czytelnik2” (drugiego sortu?) – nie zna tego tomu, jako i, jak mniemam, poprzednich, za to nad wyraz zainteresowany jest tym, kto owemu nieznanemu żołnierzowi, to jest poecie-laureatowi kasę wypłaca i co sobą jako patron imprezy reprezentuje. Mniejsza z tym, czy chodzi o polityczne poglądy, przekonania religijne czy seksualne preferencje (zapewne jednak o to pierwsze) – coś się tam kręcącemu nosem „czytelnikowi2” nie spodobało, o czym metodą „na przyczepkę” czy też „przy okazji”, a faktycznie „od rzeczy”, nie omieszkał mało zainteresowanych tematem czytelników powiadomić. Z nie mniejszą śmiałością, aczkolwiek z nieco odmiennych pozycji, wypowiada się na tym samym forum inny komentator życia kulturalnego w Polsce, który, podpisawszy się jak należy imieniem i nazwiskiem – szacuneczek – wyraża się publicznie, jak następuje: „popieram werdykt Jurorów XIII-ej Nike i autora – p. Gienia Tkaczyszyna-Dyckiego, bo Jego poezja jest prorocza i odśania prawdę o nas. Autor w Piosence… nie czeka na zmartwychwstanie i nie kadzi a z p. Bogiem o czystość fizyczną i duchową naszej Pani Matki się wadzi. Zabawa Poety długopisem oddaje stan skupienia twórcy i nasze uzależnienia, poczytam, bo lecę na poezję starą (Miłosz, Różewicz) i nową jak poeta frasobliwy. Temat homo to nie tabu dla mnie. Dzięki za świętowanie u p. Adama Michnika!”. To ostatnie zdanie, to chyba na pohybel „czytelnikowi2”. Co do całej reszty, to gdyby trzymać się twardo litery tekstu, trudno byłoby się w ogóle skapować, o co właściwie chodzi. „Autor – p. Gienio” coś tam prorokuje, jakąś prawdę o nas „odśania”, „nie czeka na zmartwychwstanie i nie kadzi a z p. Bogiem o czystość fizyczną i duchową naszej Pani Matki się wadzi”, a wolnych chwilach „zabawia się długopisem” (świntuch?), czym oddaje swój „stan skupienia i nasze uzależnienia”. A niech mnie! Zawsze byłem święcie, tj. bezzasadnie przekonany, że wiersze Autora traktują jednak o czym innym. Cóż, jak stoi u Sterne’a: „Zwykli ludzie, którzy posiadają bardzo skąpą wiedzę o fortyfikacjach, mylą często rawelin z półszyjkiem, chociaż są to rzeczy zgoła odmienne”. Z jeszcze innych – niebieskich? niebiańskich? najwyższych z możliwych? – pozycji woła o pomstę do nieba podpisana imieniem „Danka”: „Homoseksualizm to czyściec emocjonalny i moralny żyjącego artysty. Homoerotyki to próba znalezienia usprawiedliwienia dla miłości złej i samolubnej. Człowiek potrafiący składać słowa w zdania, czy to wystarczy aby być artystą? Mówić o Bogu w tym przeczuciu jaki daje nam chrześcijaństwo z pozycji homoseksualisty to grzech oczywisty, to bluźnierstwo. NIKE homoseksualna to również bluźnierstwo”. Apage, satanas? Szukanie usprawiedliwienia dla perspektyw skądinąd uważanych za oczywiste? I czyż nie jest grzechem (przeciwko językowi) konstruowanie zdań typu: „w tym przeczuciu jaki daje nam chrześcijaństwo z pozycji homoseksualisty”? Strach nawet pomyśleć, co miałoby to właściwie znaczyć! Jak zauważa Stanley Fish, „nawet ktoś, kto jest silnie przekonany o przypadkowości swoich przeświadczeń, będzie nie mniej jednak odbierał te przeświadczenia jako powszechnie, a nie lokalnie, prawdziwe”, co niewątpliwie utrudnia, a w pewnych szczególnych przypadkach w ogóle uniemożliwia merytoryczną dyskusję o wartościach. Cóż dopiero w przypadku kogoś, kto odbiera swoje własne przeświadczenia jako zgoła nieprzypadkowe, a przeciwnie: jako czysto zdroworozsądkowe, jedynie słuszne i transcendentalnie uprawomocnione, tj. namaszczone jak się patrzy. Takiemu (takiej) w rzeczy samej nie podskoczysz. Może i lepiej nie próbować. Na deser zostawiam (bez komentarza) komentarz, który w kategorii „od czapy” bije poprzednie na głowę w sposób tak bezlitosny, iż zastanawiam się, czy nie jest to po prostu jawne – a raczej półjawne, bo ironiczne – robienie sobie jaj z przytoczonych wyżej opinii, aczkolwiek życiowa praxis nauczyła mnie niejakiej ostrożności w wyznaczaniu granicy pomiędzy rozumowaniem, które ludzkość uważa jeszcze za dopuszczalne, a tym, które traktuje już jako anomalię. Oceńcie sami: „Dla mnie świetnym poetą godnym NIKE jest Juliusz Erazm Bolek. Jego poemat Sekrety życia można przeczytać w sieci przetłumaczone na kilka europejskich języków. Jest w tej poezji kultura języka polskiego, ludzka otwartość na świat i radość z pełni życia… Czego więcej chcieć od współczesnego nam Poety?…”. Podpisano: Zbigniew Kowalewski. Jak się dowiaduję skądinąd (Wikipedia), Zbigniew Kowalewski jest reżyserem filmu o Juliuszu Erazmie Bolku pt. Wlepkarz (Warszawa 2001), sam zaś poeta jest twórcą „nowych gatunków literackich: wiersza dialogowego i EFP – tzw. emaliowanych felietonów poetyckich” – nie mylić z pociskiem EFP (Explosively Formed Projectiles), czyli pociskiem z rdzeniem formowanym przez wybuch [przyp. G.T.] – oraz wynalazcą „nowej, opatentowanej, formy książki bodybook, która umożliwia zawieszenie książki na szyi”, a także autorem Sekretów życia, książki, którą pobił rekord Guinnessa na największy tom wierszy (w formie recytacji do obejrzenia na www.youtube.com). Juliusz Erazm Bolek: „Już od dziecka cierpiałem na gigantomanię”. „Wiersze na serwetkach, naklejki vlepki, plakaty poetyckie, pokazy typu dźwięk i światło, poezja na przystankach komunikacyjnych, wyświetlanie wierszy przy użyciu laserów” – imponujący zaiste wachlarz literackich przedsięwzięć. Ponieważ zapytywanie jest pobożnością myślenia, jako rzecze Martin Heidegger, przeto niniejszym zapytuję, jak to możliwe, że taki wszechstronnie utalentowany poeta jak Juliusz Erazm Bolek, który ze słowem potrafi zrobić wszystko, a nawet ciut więcej (kto wie, może niedługo wystrzeli poezję w kosmos) nie zasłużył jeszcze na Nike, a taki tradycyjnie „zabawiający się długopisem” (i kartką) Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki już tak? Odpowiedź może być tylko jedna, a ja nie wiem jaka. Co mi jednak nie przeszkodzi – być może – rozwinąć tej kwestii przy następnej okazji. data ostatniej aktualizacji: 2009-12-26 16:55:55.825867 |