Tylko jedno na pewnoPoszedłem spać, przekonany o tym, że rano wszystko będzie tak samo jak zawsze. I rzeczywiście, tak było. Toaleta, śniadanie, spacer z psem, gazeta. Codzienne obowiązki, rutyna. Obudziłem się przekonany o tym, że nic się nie zmieniło. I wtedy otworzyły mi się oczy. Wszyscy dookoła okazali się mieć pootwierane rany. Z każdej strony, nagle, te same osoby, te same zdarzenia i wydarzenia, okazały się objawem choroby, a nie zdrowia. Pan doktor z telewizora, pan lektor, w milczeniu policzył owoce i owce. Okazało się, że żyję w domu wariatów. Wariatów szczęśliwych, choć bez rąk, bez nóg, czasami bez głów – ale zawsze posiadających przyrodzenie. Wariatów odpornych na inne choroby, które przestały być im potrzebne. W końcu, jakie znaczenie ma kłamstwo, grzech, cała moralność i amoralność, wobec światowego kryzysu. Światowy kryzys niszczy wszystko, a buduje jeszcze więcej. To ojciec i syn, to słabość i siła, to demon i bóg. Dotknął także i mnie.
Ująłem sobie jeden dzień z tygodnia, i teraz mam tydzień bez czwartku. Tak wyszło. Zatkałem sobie dziurkę w nosie palcem, bo na co mi dwie, i chodzę o drugiej ręce. Oszczędzam jeden but. Zacząłem używać półsłówek, mówię półgębkiem. Nie jestem półgłówkiem, żeby to zatem jakoś zrównoważyć, nie jestem także półdupkiem. A pół godziny temu, była godzina czternasta, teraz jest już piętnasta. Na półce trzymam tylko kurz. Z drugiej półki, oczywiście – zrezygnowałem. Resztę rzeczy mam do spółki. Bo wszyscy mamy tylko jedno na pewno, czyli to nasze przyrodzenie. Cała reszta to manipulacja i urojenie. No, a gdzie nie spojrzeć – tam kryzys. Tam daje, tam zabiera. Lament i szczebiot ludu, przepołowiony, wygląda jak remis. Niczego nie rozstrzyga. Strzyga, to coś innego. A jeszcze ten światowy kryzys, byłbym zapomniał. Co prawda, nie jestem tusknięty, ale to mnie nie usprawiedliwia. I nie mogę przez to zasnąć. Oszczędzam i siły, i sen. Oszczędności wydaję na inwestycje w oszczędności. Przestałem jeść, bo poczułem, że coś mnie zżera. Poczekam, może zacznie mnie coś karmić. Podobno, koniec świata także ma obcięty budżet, i nastąpi bez żadnych fajerwerków. A może nawet w ogóle go nie będzie. Bo po co. Są ważniejsze sprawy. W świecie wariatów, gdzie każdy czegoś nie ma, ale każdy ma przyrodzenie, należy rozwiązywać problemy, które jak kaftan – niepotrzebnie wiążą ze sobą sprawy będące bez związku. Bo niby czym się różni lewo od prawa? Na przykład, proszę spojrzeć do lustra. Czy ten w lustrze, to jest jakiś inny ktoś? A które z was jest w tymże lustrze? Lewica, prawica… liczy się środek. Liczy się to, co jest w środku. A w środku, to nie wiadomo, co jest. Jest światowy kryzys. W samym środku. Nie wiadomo, czy byłby w czwartku. Jest w porządku. Kryzys, czyli chaos.
Tyle chaosu o nic. Kryzys jest w porządku. Kryzys jest w ciszy, i w spokoju. O połowę wszystkiego jest mniej, i o połowę wszystkiego jest więcej. Nie zmieniło się nic. Wszyscy normalni są teraz wszyscy wariatami, przy czym nie doszło do żadnej zamiany miejsc. Lewica zawsze była na miejscu prawicy, a prawica nigdy nie przestała być lewicą. Tyle chaosu o nic. Na szczęście, mamy wszyscy to coś, co czyni nas jednością. Nasze przyrodzenie. Człowieka można nie rozpoznać, o kryzys można się spierać, czwartku może nie być. Ale chujowo, to zawsze będzie. Choćby przestało piździć. Dopóki budzę się w Polsce, i póki w niej zasypiam. Panie doktorze. data ostatniej aktualizacji: 2009-12-09 09:35:59.884542 |