Marek Ławrynowicz: Pogoda dla wszystkichMarek Ławrynowicz: Pogoda dla wszystkich. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2003. Zapewniam Państwa, że nie ma nic gorszego od zachorowania na amnezję. Przekonał się o tym niejaki Jan Sierpień, bohater Pogody dla wszystkich Marka Ławrynowicza, który pewnego dnia przebudził się na ławce w Parku Ujazdowskim i skonstatował, że nic nie pamięta. Nic a nic, nul, zero, za to trwając w poczuciu, jakby kto przetarł jego pamięć ostrą ściereczką do naczyń i wytarł z niej wszystkie dane. I co dalej? Ano o tym, co może przytrafić się takiemu biedakowi, jest cała powieść Ławrynowicza. Bezimienny trafia najpierw na pogotowie, potem do szpitala na oddział neurologiczny, wreszcie do kliniki psychiatrycznej i na pewien czas staje się przypadkiem chorobowym. Dalej zgłasza się do programu o zaginionych i poszukiwanych, by bezskutecznie wyczekiwać pod drzwiami kliniki, aż zgłoszą się po niego mamusia albo żonka z dzieckiem. To ledwie początek, bo machina satyryczna Ławrynowicza rozkręca się z chwilą, gdy świeżo ochrzczony imieniem Jan dostaje się jako żywa reklama do kampanii prezydenckiej. A wszystko, jak ktoś niegdyś śpiewał, za jeden uśmiech. Jan ma bowiem to szczęście, że pięknie się śmieje. Pięknie znaczy tu tyle, co naiwnie, optymistycznie, z wiarą w życie. Im jednak bardziej je Jan poznaje, tym jego uśmiech smutnieje. Biedak staje się trybikiem w maszynie pędzącego na oślep polskiego kapitalizmu. Można go nazywać szczęściarzem. Bo otrzymać za uśmiech mieszkanie, książeczkę oszczędnościową i sute wynagrodzenie to przecież nie lada gratka. Można też go nazwać pechowcem. Bo przecie stać się pionkiem manipulowanym przez różne szwarccharaktery, które najpierw obiecają, a potem, jak uśmiech zszarzeje, nic nie dają i jeszcze zwolnią, to pech nie lada. Pogoda dla wszystkich może i nie jest najmocniejsza literacko, ale satyrą jest całkiem niezłą. Ławrynowicz wyśmiewa tych wszystkich, którzy zasypiają z przekonaniem, że kolejny dzień przyniesie lepsze jutro i nowe perspektywy. W jego prozie nie przynosi, mnoży za to kłopoty i mało zabawne perypetie. A zawiedziony światem Jan mógłby, transponując znaną, choć prawda, że trochę grobową prawdę, powtórzyć: z parku jesteś, do parku powrócisz. Albowiem powieść zaczyna się w parku i tamże kończy, podczas gdy środek wypełniają bodaj najbardziej śliskie i moralnie podejrzane przestrzenie: polityki i reklamy. Ławrynowicz nie pozostawia na nich suchej nitki. data ostatniej aktualizacji: |