Sławomir Łuczak: Czy to miłość?Sławomir Łuczak: Czy to miłość? Wydawnictwo Museum Novum. Kraków 2002. Łuczak raczy świat swoimi książkami w tempie przekraczającym granice dobrego smaku, czyli w tempie mało mającym wspólnego z naszymi urojeniami na temat wieszczego natchnienia. Łuczak wcale się przy tym świata nie pyta, czego świat od literatury oczekuje. On to wie i z rozbrajającą bezczelnością lub jak bohater jego najnowszej powieści pracujący nad trzysta dziewiętnastym opowiadaniem z wskazującym na nieuleczalny stan chorobowy zapamiętaniem wydaje kolejną książkę. Książkę, jak ostatnie, sięgającą po temat i rozwiązania dla literata niebezpieczne, bo mogące z tegoż literata zrobić gwiazdę produkcji masowej. Pisze o miłości, zwyciężonej przez narkotykowy nałóg, i śmierci, a perspektywa przyznania mu nagrody za wkład w kulturę masową wcale go nie przeraża. Tytuł psychologiczną głębią dorównujący tanim romansom lub powieściom dla dorastającej młodzieży, kiczowata okładka (strzykawka z sercem u końca igły) z komercyjnie słusznym komentarzem Piotra Mareckiego, tekstowa zgrywa polegająca na umieszczeniu w książce zapowiedzi nowej produkcji literackiej bohatera powieści, Kornela Brackiego, zaopatrzonej w komentarz Sławomira Łuczaka czy rażące psychologicznym schematyzmem i literacko nijakie fragmenty dziennika młodej bohaterki Patrycji wszystko to prowokuje do stwierdzenia, że mamy do czynienia z seryjniakiem. Tyle że książka Łuczaka w kategoriach drażniącej prowokacji każe się traktować! Chce być literaturą popularną! Zdarzają się Łuczakowi stylistyczne niewypały, przesadzona wydaje się pokoleniowa przepaść między trzydziestoletnim autorem powieści science fiction a jego dwudziestotrzyletnią ukochaną i światem jej znajomych, jednak inne niedociągnięcia (konwencjonalne uproszczenia), a także tekstowe fajerwerki chyba nie pojawiają się tu przypadkowo. W tym szaleństwie jest metoda! Jeśli Łuczak naśladuje praktykę swego bohatera (tak właśnie), którego pisanina co jakiś czas zdradza nam więcej niż moglibyśmy się spodziewać, to może właśnie o sprawdzenie przydatności literatury do opisu świata, prywatnego świata banalnych tragedii tu idzie? Z na wpół banalną tragifarsą miewamy przecież do czynienia nie tak rzadko. data ostatniej aktualizacji: |